Jeśli mnie znacie lub śledzicie mój blog, to wiecie, co najbardziej lubię czytać. Zauważycie też, że od dłuższego już czasu zaczynam dawać fory moim rodakom! Jak wcześniej broniłam się przed nimi rękami i nogami, tak teraz bardzo chętnie sięgam po kolejne, najczęściej nowe nazwiska. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że praktycznie nie zdarza mi się żałować tego, że zmieniłam zamiłowania z obcokrajowców do rodzimych krajan. Przede wszystkim próbuję nie mieć specyficznych, a już na pewno wygórowanych oczekiwań co może się kryć w kartach danej powieści. Co zyskałam, a może co straciłam za sprawą Jana Antoniego Homa? Zobaczmy...
Krakowice. To właśnie tam trwa aktualnie festiwal muzyki Beethovena. Wśród biorących w nim udział muzyków jest młody altowiolista Bartosz Czarnoleski. Mężczyzna, będąc z psem na spacerze, staje się świadkiem makabrycznego zdarzenia. Widzi, jak ktoś zostaje zamordowany. Jego przerażenie jest jeszcze większe, kiedy orientuje się, kto jest ofiarą! Zabitym okazuje się maestro Damian Rucacelli. Sam Bartosz, który ma instynkt łowcy zagadek kryminalnych, to postanawia rozwiązać sprawę na własną rękę.
Czy mu się uda?
Co ciekawe do przeczytania tej książki skusił mnie nie tyle wątek kryminalny ile... muzyczny! Już kilka lat temu miałam okazję czytać książkę z muzyką poważną jako kanwą całości. Tyle że był to romans zakrawający o erotykę, a z kryminałem w takim wydaniu do czynienia jeszcze nie miałam. Jako miłośniczka muzyki oraz zagadek...