Do przeczytania książki "Akademia zbrodni. Jak zamordować swojego szefa." skłoniła mnie druga połowa tytułu i... nazwisko autora, nie będę ukrywać.
Wyobraźcie sobie, że istnieje taka instytucja jak akademia zbrodni. Jednak nie trafiają do niej ludzie, którzy chcą czynić zło, a ci, którzy mają dobre intencje jak główny bohater Cliff, pragnący zamordować swojego toksycznego szefa.
Niestety, nie udaje mu się to i zostaje złapany, ale zamiast do aresztu, trafia właśnie do akademii, gdzie poznaje innych studentów chcących w ramach swojego dyplomowego zaliczenia kogoś się pozbyć. A jak to zrobić skutecznie? Tego właśnie mają się nauczyć.
Spodziewałam się dobrego, czarnego humoru i komedii, przy której będę się zanosić śmiechem. Taką właśnie otrzymałam i nie mogę się nadziwić, że tego typu literatury jest obecnie wydawane tak mało. I choć to typowa satyra, gdzie czytelnik ma zobaczyć, że toksyczne miejsce pracy może doprowadzić do najgorszych czynów, to jednak jest to temat trudny, a ubrany w historię niesamowicie przystępną.
Cliff, główny bohater to człowiek, któremu się już przelała czara goryczy i postanowił, że jego szef nadaje się tylko do likwidacji. To już taka ostateczna ostateczność, bo czy w normalnej sytuacji człowiek by się po prostu nie zwolnił? A może fantazjowanie o zabiciu szefostwa jest na porządku dziennym, tylko nikt się do tego nie przyznaje? Czy miałby on (lub ona) cierp...