"Zrozumiałam, że nie muszę umacniać własnych poglądów, nakłaniając oponenta do zmiany zdania na moje. Rose is a rose is a rose... Nie broni się urody róż. Jeśli ktoś uważa, że są brzydkie - nie ma to najmniejszego wpływu na piękno które jest dla nas oczywiste".
Lubię czytać książki o życiu, też te prawdziwe, nie ubarwioną, czy nawet mocno przebarwioną, literacką fikcję. Jednak nie znoszę poradników, zwłaszcza tych pisanych przez wszystkowiedzących celebrytów, znanych z tego, że są znani. W związku z powyższym stwierdzeniem, książki pani Katarzyny Nosowskiej o tytule "A ja, żem jej powiedziała", nie uważam za poradnik. Równie bardzo jak same takie książki, lubię czytać opinie innych czytelników o tychże. Od razu widać kto "poleciał po swoim" i co u kogo za rezonowało, jakby powiedziała moja koleżanka, psycholog. Zawsze ciekawią mnie najbardziej książki, które mają oceny i opinie skrajne, od tych ochów i achów, do narzekań, że to czy owo.
Ja tym razem, jak często bywa, będę gdzieś pośrodku. Jak już nadmieniłam, nie uważam tej pozycji, za stricte, poradnik. Raczej za rozmowę doświadczonej życiem kobiety z samą sobą, a jeśli ktoś coś z tej rozmowy, czy jej przemyśleń, weźmie dla siebie, to już na własną odpowiedzialność. Mnie również nie wszystko się podoba, co Pani Katarzyna napisała, jednak ona ma prawo do własnego zdania, nawet do jego publicznego napisania, bo przecież jak napisał ktoś w swojej opinii "pisać każdy może". Jednak przecież nikt nikogo, nie zmusza do czytania tego, co zostało napisane.
Czytało się szybko, rozdzialiki krótkie, acz dosadne. Najbardziej trafił mi do przekonania kawałek o jamie brzusznej, o bogu, kościele i laczkach dziadka, oraz o patrzeniu na świat przez papierową rolkę po papierze toaletowym. Ja książkę przeczytałam z zaciekawieniem i nawet miejscami z delikatnym uśmiechem. Sięgnęłam też, po piosenki autorki i przyznaję, że teksty mają zajefajne.😃 Czy polecam ? Każdy niech wykaże się własnym zdaniem i zdecyduje sam za siebie.