Czwarty tom, a ja dalej pozostaję obojętny. Otrzymałem sensacyjny bigos uwikłany w uliczną gangsterkę. Według zapowiedzi najlepszy album z cyklu, a to tylko młócka, bluzgi, szum alkoholi, macho odzywek i stos papierosów wypalanych jeden po drugim. Undergroundowy klimat przepełniony siksami, francuskim nihilizmem, besztaniem moralnych hamulców. Prostackie, ułomne, napisane pozerską gliną. Sklecone z tanich chwytów, wygramolone z rynsztoka - brudne ulice, brudne twarze i brudne interesy do podbijania ego. Czwarty tom, a ja dalej nie znalazłem ani jednej pozytywnej postaci. Zaczynam podejrzewać, że seria nie ma nic więcej do zaoferowania. Od pierwszego albumu wciskanie głodnych kawałków o dojrzałej, fantastycznej pracy komiksowej. Bujda, blaga, bałaganiarstwo umysłowe. Pulpowa degeneracja sprowadzona do miejskich zapasów, ganiania za akcją z pistoletem w ręku. Konspiracyjna nijakość wtrącona w gorące życie miejskich mięczaków, którzy boją się pogodzić z losem.