Mrozu to jest dla mnie synonim bicia piany. On chwali się, że w statystykach sprzedaży góruje, ale prawda jest tak, że ten wynik to suma summarum conajmniej czterech książek wydanych w ciągu roku. Gdyby taki Twardoch czy J. Małecki pisał po kilka książek rocznie, to by tego Mroza przebił dziesięciokrotnie. Cały ten szum jest więc szumem dla samego szumu właśnie.