Cytaty Jarosław Grzędowicz

Dodaj cytat
Złapałem się na tym, że rozpamiętuję. Marnuję energię życiową na próżne, bolesne rozważania, które zmęczą mnie i osłabią, a nie zmienią niczego na lepsze.
Może nie da się nie zwariować. Ale dlaczego nie mogę mieć jakichś ludzkich majaków? Ale piczku materinu, perkele saatami vittu, zaszto Disney?
Rozmasował powieki, jakby chciał wcisnąć sobie gałki oczne do środka czaszki.
A potem znowu otworzył oczy.
Maleńka wróżka nadal unosiła się przed nim w powietrzu, z rączkami założonymi za głowę i podciągniętym do góry jednym kolankiem. Zdążył zauważyć, że miała zdecydowanie ludzkie rysy. Nieznajome, ale ludzkie. Konwencjonalnie ładne, jak u modelki.
– Sug elg y helvete – powiedział Drakkainen po fińsku, choć nieuprzejmie. Odwróciła się w miejscu, po czym wypięła na niego maleńki, okrągły tyłeczek i zakręciła nim fachowo, jak striptizerka.
– Napatrzyłeś się? Może zatańczyć przy gałązce?
– Urośnij, mniej więcej pięciokrotnie, to znajdę dla ciebie zastosowanie. Rozumiem, moja podświadomość daje mi do zrozumienia, że jestem emocjonalnie niedojrzały. Dorosły, odpowiedzialny mężczyzna nie przystępuje do tajnego programu i nie opuszcza orbity Ziemi. Zresztą sugerowano mi to przez całe życie. Syndrom Piotrusia Pana i tak dalej. Stąd ten Dzwoneczek. Spie*dalaj, Dzwoneczku. Powiedz Kapitanowi, żeby się podtarł hakiem. Dobranoc.
Czym innym jest czas liczony od dnia narodzin, a czym innym czas, który się przeżyło. Miesiące płyną raz szybciej, raz wolniej. Czasem kilka dni są jak całe lata. Dni, a nawet godziny mogą zmienić człowieka na zawsze. Kiedy indziej znowu nic się nie dzieje i mimo że czas płynie, to tak, jakby stał w miejscu. Człowiek się niczego nie uczy, trwa, nie zmienia się.
Tutaj decyzje podejmuje się w ułamku sekundy i raz na zawsze. Ręce można umyć ewentualnie potem. Z krwi.
Najbardziej lubię te momenty, kiedy po prostu wędruję. Marsz daje mi rzadko spotykane na Ziemi poczucie wolności. Jest w tym coś pierwotnego, co zamieszkuje obszary mózgu przeznaczone dla zamierzchłych instynktów, sprzed epoki przepisów, opiekuńczych procedur i instytucji kontrolnych. Oto człowiek wędruje przed siebie.
- Łapy przy sobie, wieśniaku! Możesz patrzeć, ale nie dotykaj. A jeśli mnie nie chcesz, to po co mnie wywołałeś?! - To ostatnie zdanie już wykrzyczała, po czym zaczęła płakać. - Powiedziałeś do mnie ścieerwoo...! I jeszcze, żebym zrobiła łosioowi... - Zaniosła się szlochem.
Drakkainen patrzył na to obojętnie, z zupełnie nieruchomą twarzą.
- Ty jesteś Cyfral - powiedział martwym głosem i po raz trzeci w życiu - zemdlał.
Spokojnie wstali i wyszli, zabierając bydło i trzodę, oraz muchy i pszczoły, ewentualnie bardzo troskliwie i bez gwałtu porwało ich UFO. Co ja gadam, to ja tutaj jestem UFO.
Mąż musi umieć znieść klęskę. Każdy głupiec potrafi cieszyć się ze zwycięstwa, ale w życiu ponosi się też porażki.
Śniadanie, chłopcze. Ten prosty, poranny posiłek, po którym rozpoznaje się, czy znalazłeś się wśród ludzi cywilizowanych, czy barbarzyńców. Czy trafiłeś dobrze, czy źle. Jeżeli gdzieś nie jadają śniadania w ogóle albo dojadają resztki z kolacji, nie jest dobrze. Jeśli zaś gdzieś nie wolno czegoś spożywać lub robić różnych codziennych rzeczy, to trafiłeś pod rządy tyranów i w tym zorientujesz się właśnie już przy śniadaniu. Jeśli bogowie lub królowie wtrącają się nawet do tego, czym prosty człowiek krzepi się o poranku, to niechybnie wtrącają się do wszystkiego i ciężko będzie żyć w takim miejscu. Moja rada: najpierw przyjrzyj się śniadaniu, gdy znajdziesz się w obcych ziemiach i między obcymi. Jeśli można tam godnie zjeść, wypić czarkę naparu i zapalić fajeczkę bakhunu, trafiłeś między dobrych ludzi. Jeśli nikt się nie zdziwi, gdy po śniadaniu do fajeczki weźmiesz szklaneczkę korzennego piwa lub ambriji, jesteś między ludźmi zacnymi i wolnymi. Jeżeli nawet tego nie wolno, lepiej uciekaj, jeśli tylko zdołasz. To znaczy, że nie wolno też mówić albo myśleć. Tyle mamy wolności, ile dotyczy nas samych. Kiedy i tę nam odbiorą, zmienią wkrótce w zwierzęta.
Gdy popełni się błąd, przyznanie się do tego nie jest hańbą i nikogo nie upokarza. Jest dowodem mądrości i odwagi. Może kiedyś się tego dowiesz, ale mnie to niewiele obchodzi.
Oto nowa wiedza: do ognia należy dokładać, a nie rozpaczać, że zgaśnie.
- wychodzę - oznajmiam. - W razie czego wiecie, gdzie rosnę. Jestem zajęty, muszę zrzucić liście. Jesień, rozumiecie. Pełne gałęzie roboty.
Szukam kilkorga swoich i idę przez świat, nie pytając, jak inni zwą lasy i wzgórza, które przemierzam.
Łatwy dzień był wczoraj [...] Tak będzie już przez całe twoje życie. Zapamiętaj...
Każde przetrwanie to zwycięstwo improwizacji..
Cztery głupie wyjaśnienia są lepsze niż jedno dobre.
Kolejny ranek bez kawy, mydła i pasty do zębów. Znajduje jakieś piekielnie kwaśne, szkliste jagody i je żuję. Cierpki, ściągający sok pełen garbników czyści mi zęby. Nie jest toksyczny, ale smaczny też nie. Nie dostanę próchnicy, tak samo jak nie dostanę grypy czy dżumy, ale dzień rozpoczęty bez miętowej piany w ustach, z zębami szorstkimi od osadu, od razu jest jakiś niechlujny.
Siedzę przy niewielkim, porannym ognisku i zajadam wczorajszą pieczoną rybę.
Cywilizacja jest okropnie uciążliwa. Tłoczna, hałaśliwa, panoszy się i wciska w każdy zakątek. Mimo to bez przerwy mi czegoś brakuje. A to gazety, a to sieciowego radia, a to kawy, a to soku pomarańczowego. Ciągle czegoś mi się chce.
I nieodmiennie jest to coś, czego tu nie ma.
- Przepraszam – powiedział. – Chyba jestem zmęczony.
Zaraz coś wymyślę.
Siedział tak przez chwilę, pykając z fajki, i rozglądał
się.
– Wynocha! – zakrakał nagle Nevermore, siadając
na skale tuż przed granicą uroczyska.
– Tyle to już sam wiem – powiedział mu Drakkainen.
– Tylko co dalej?
Kruk przeleciał mu nad głową i usiadł na innej
skale.
– Traakt!
– Fajno – wycedził Drakkainen. – Dlaczego nie?
Przecież to zupełnie racjonalne. Idziemy za krukiem.
Słownik ci się poszerzył, jak słyszę.
– Traakt! Traakt! – krakał Nevermore.
– Wolałbym, żebyś powiedział „droga”, „tędy” albo
coś w tym rodzaju, co mniej się kojarzy z krakaniem.
Po prostu nie czułbym się aż tak bardzo jak kretyn.
Mogę przypominać tubylca, jasne, ale po
co zatrudniać sztab ludzi, żeby pod kierunkiem ksenoetnologów
szyli mi buty ze specjalnych, modyfikowanych
skór, za pomocą klonowanych ścięgien, skoro
mogę po prostu założyć solidne, wojskowe albo
turystyczne buty za pięćdziesiąt euro? Komu to zrobi różnicę?
Przejdę do legendy jako Ten, Który Miał Czarodziejskie
Buty i zmienię kulturę tego świata?
Niedźwiedzie, stojąc na tylnych łapach, sięgały
trzech metrów, grzebiący w ziemi roślinożerny stwór, który był odpowiednikiem leniwca, ważył prawie dwie tony, miał szpony jak szable i pysk, którego mógł pozazdrościć krokodyl. Jak na Ziemi w trzeciorzędzie. Miejscowy Stwórca najwyraźniej nie porzucił upodobania do zębatych jak smoki przedstawicieli megafauny. Mogło się okazać, że leżący tu potwór, prościutko z „Ogrodu rozkoszy ziemskich” Boscha, lokalnie uchodził za zwykłą żabę.
Dodali czegoś do tego piwa. Czegoś, czego demony
się boją, w rodzaju wody święconej, i to jest wersja optymistyczna.
Ewentualnie czegoś trującego, czego człowiek
by nie zauważył, i wtedy jest gorzej. Cholerna logika
sądu Bożego. Zdam test, kiedy padnę trupem – coś
jak próba wody. Baba tonie – była niewinna. Baba pływa
– wiedźma.
Określenie „rescue team is here” w stosunku do
mnie jednego jest może zbyt szumne, ale nie chcę odbierać
moim rozbitkom ducha. Niech wyobrażają sobie
dziesięcioosobowy zespół ewakuacyjny obwieszony
sprzętem. O ile zrozumieją, co to znaczy: „zezbór rabunkowy
yez duda!”.
Czy nie lepiej znowu oddać się w niewolę durniom w maskach i księdze, w której nie ma nic poza bezmyślnymi zakazami? Znowu będziemy bandą dzikusów, rzucających się na cały świat jak wściekłe psy. Znowu będziemy ryć ziemię pazurami tam, gdzie normalny człowiek sięgnąłby po łopatę. Znowu będziemy palić wszystko, czego nie znamy z księgi, i niszczyć wszystko, czego nie rozumiemy. Bo tak każe stary, barbarzyński kodeks. Prawo dzikich, pustynnych koczowników!
Twoją jedyną bronią jest mózg – mówił Levisson. -Nie mięśnie, nie miecz, ale mózg. To nie będzie tak jak na filmach. Wiele razy zostaniesz osaczony albo zaskoczony. Stracisz broń albo nie zdążysz jej dobyć. Poznasz smak paniki, porażki, zmęczenia walką. Pamiętaj, giną głównie ci, którzy przestali myśleć. Poddali się. Opuścili ręce. Nigdy nie przestawaj planować. Nawet na sekundę. Wszystko jest bronią. Krzyk, omdlenie, wezwanie pomocy, łyżka albo kawałek szmaty. Każde przetrwanie to zwycięstwo improwizacji”.
Ciągle kręci mi się w głowie i bolą mnie wszystkie mięśnie, jakbym rozładował przyczepę piachu widłami.
Kiedy wydarza się cud, głupiec podchodzi i gapi się z otwartą gębą. Rozsądny człowiek bierze nogi za pas, bo z takich rzeczy nigdy nie wynika nic dobrego.
W Ogrodzie Rozkoszy było łatwiej. Więcej było tu łażących bez celu i nikt nie naprzykrzał się, proponując tortury.
Ptak uderzył ogromnymi skrzydłami i wzniósł się nad polankę niezbyt pospiesznie.
- Żeby cię pokaziło! - wrzeszczał zwiadowca. - Żebyś ssał łosiowi w piekle, cholerna pokrako!
Jeżeli jakiś wąż powie ci, że dzień jest ładny, to sprawdź od razu, czy jest w ogóle dzień.
Nie ma wyjścia mój drogi. Ja tak naprawdę nie znam się na ujeżdzaniu antylop i żaden ze mnie kowboj.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl