Kraków. Andrzejkowy wieczór. Stary Rynek się bawi, a ja myszkuję w księgarni. Okładki książek krzyczą kolorami - weź mnie, zajrzyj! Zaglądam - jedna, druga, trzecia. Chodzę między półkami, biorę do ręki kolejne książki, przysiadam w fotelu, czytam fragmenty. Ciekawe, ale to nie to - myślę i podnoszę wzrok.
Widzę stosik książek - niepozorny, lecz wyraźnie odcinający się szarą bielą okładek od męczącej już ferii barw. Tytuł: "Kontener" - no cóż, nie zachęca. Autor: Marek Bieńczyk - hm, nieznany mi.
A jednak sięgam po książkę. Czytam pierwsze zdanie i już wiem - kupuję.