Debiutancka powieść autora świetnego "Atlasu Chmur" po którą sięgnąłem zaraz po rzeczonym "Atlasie...". Tym razem Mitchell serwuje nam dziewięć opowieści których narratorami jest osiem osób zamieszkujących różne miejsca (tytuły rozdziałów). Niczym odradzanie się kota w dziewięciu żywotach, autor kreśli w "Widmopisie" dziewięć historii z różnych stron świata. Startujemy w Azji i tam opowiadania są najlepsze i "najsmaczniejsze" niczym ichnia kuchnia. Poznajemy tam m.in. fanatycznego sekciarza Kwazara ("Okinawa"), sfrustrowanego niewolnika korporacji ("Hongkong") czy historię życia chińskiej herbaciarki na tle historii Chin ("Święta Góra"). Później mamy już Europę i jest troszkę nudniej, żmudniej i bardziej męcząco. Mamy Europę, której autor wyraźnie nie lubi bo dziejące się tam opowieści wyraźnie odstają od fenomenalnej pierwszej części książki.
Styl pisarski Mitchella jest niezwykle nierówny. Niektóre opowieści wciągają od pierwszej strony, inne nużą po kilku stronicach. Co więcej, pierwszoosobowa narracja po jakiś dwustu stronach zaczyna irytować, a później denerwować na całego. Cały natłok postaci drugoplanowych również nie pomaga w odbiorze książki jako całości.
Niemniej jednak "Widmopis" (Tytuł oryginalny "Ghostwritten" - nieprzetłumaczalny jak na razie i dający do zrozumienia że napisał to ktoś inny niż autor. "Ghostwriter" to przecież pisarz płodzący literaturę za kogoś innego a tym samym bohater jednego z opowiadań, Marco) to kawał dobrej literatury. Wszystkie wydarzenia są tutaj powiązane misterną, literacką nicią a życia bohaterów zdają się miejscami przenikać. Wydarzenia z początku książki dają o sobie znać pod koniec, wątki powracają a wszystko tworzy genialną, literacką układankę, którą autor doszlifował i dopracował niezwykle precyzyjnie. Później, styl ten powraca w rzeczonym już "Atlasie..." lecz w jeszcze lepszej, ulepszonej wersji.
W "Widmopisie" zabrakło mi miejscami "chwytu za serce i jaja" a kilka opowieści było bladych i nie wartych zachodu. Niemniej jednak warto po książkę sięgnąć bo jest to kawał fantastycznej lektury dla czytelnika myślącego i wymagającego, a przede wszystkim pragnącego wyrwać się z koła współczesnej, wtórnej i dennej literatury, która niczym samsara więzi duszę zdolnych pisarzy. Na szczęście udało się z niej wyrwać panu Mitchelowi i za to mu dziękuję.
Teraz przede mną druga z jego powieści-opowieści czyli oniryczny "Sen_numer_dziewięć". Zasypiam więc...