Robert Kirkman to urodzony w 1978 roku twórca komiksu „The Walking Dead”. Serial na jego podstawie bije rekordy popularności i znany jest na całym świecie. Kwestią czasu było, kiedy powstanie audiobook. W 2013 roku dzięki wydawnictwu Anakonda pojawiło się nagranie „Żywe trupy”.
Rick budzi się ze śpiączki. Pamięta, że został postrzelony na służbie. Ponieważ nie ma przy nim nikogo bliskiego, postanawia rozejrzeć się po szpitalu. Okazuje się, że tu również jest pusto, chociaż nie do końca. W jednym z pokoi odnajduje bowiem zmarłych, którzy chodzą. Mężczyzna nie rozumie, co się dzieje. Wydostaje się ze szpitala i spotyka żywych ludzi, którzy tłumaczą mu, że nastąpił koniec dotychczasowego świata, że na ziemi są zombie, a wszystko, co do tej pory znał, nie istnieje. Rick udaje się do Atlanty, gdzie spodziewa się znaleźć rodzinę. Tam jednak też są żywe trupy, które atakują go. Mężczyzna cudem uchodzi z życiem, ratuje go Glen – młody Azjata, który prowadzi go do obozu tych, którzy ocaleli. Tam Rick znajduje swoją żonę i syna. Sielanka w obozie nie trwa długo – atakują ich żywe trupy, a ludzie muszą uciekać. Podczas jednego z postojów syn Ricka, Carl, zostaje postrzelony. Chłopaka opatruje Herschel, weterynarz. Na jego farmie zatrzymują się wszyscy ocalali. Dochodzi jednak do kłótni między Rickiem a Herschelem, który wierzy, że zombie to tylko forma przejściowa i za wszelką cenę chce znaleźć lekarstwo na ich „chorobę”. W końcu Rick wraz z resztą muszą opuścić farmę i udać się w dalszą drogę.
Przez większość czasu obserwujemy sytuację z pozycji kogoś, kto stoi obok Ricka. Zdarzają się jednak fragmenty, w którym poznajemy innych bohaterów w różnych sytuacjach. To miła odmiana, chociaż pierwsze skrzypce i tak gra tu ten małomiasteczkowy policjant, który podczas nagrania urasta do rangi bohatera i lidera.
Audiobook jest świetnie zrobiony. To raczej słuchowisko, niż zwykłe nagranie. Każdy bohater ma swój własny głos, którego użyczyli mu zarówno znani aktorzy (Anna Dereszowska, Maria Seweryn, Jacek Rozenek, czy Szymon Bobrowski), ale też nieznani lektorzy. Oprócz tego mamy tu całą plejadę innych dźwięków – od charczenia zombie, po strzały z broni, kroki, szum trawy, czy pisk ptaków. Nawet rozrywanie ciał przez żywe trupy jest tu naśladowane. Co ciekawe, głosy są często o różnym natężeniu, czasem słychać echo, pogłos, czasem są przytłumione – zadbano o to, by brzmiały jak najbardziej realnie. Dlatego w pomieszczeniach, w lesie, czy na podjeździe niemal słychać, jak odbijają się od ścian, rzeczy i wracają nieco zmienione.
Narrator też odegrał świetnie swoją rolę. Nie opisywał co prawda wszystkiego, co zapewne mogliśmy zobaczyć na obrazkach w komiksie, ale o wielu rzeczach informował nas, dzięki czemu łatwiej było się odnaleźć w treści.
Należy też coś powiedzieć o samej strukturze nagrania. Każdy odcinek zawierał opowieść z jednego zeszytu komiksu. Były to około 15 minutowe słuchowiska, które spajała jedna historia. W tle często pojawiały się piosenki, dopasowane do akcji rozgrywającej się akurat w danej części. Na początku i na końcu każdego fragmentu narrator obwieszczał, z czym mamy do czynienia – mówi, która część teraz następuje, albo która się właśnie kończy. Nagranie nie odcinało się zaraz po jego słowach – kończyła je muzyka. Utwory muzyczne pojawiały się w ciągu każdego z zeszytów kilka razy – na początku, na końcu, w trakcie rozważań narratora, albo wypowiedzi bohaterów. Dzięki nim budowano atmosferę grozy, rzewny klimat wspomnień, czy przykrą, a wręcz dołującą, sytuację śmierci.
Wielkim minusem moim zdaniem jest to, że trudno mi było się zorientować do kogo dany głos należy. Na początku nagrania narrator sprytnie przemycał imiona bohaterów, jednak później robił to sporadycznie. Niestety, dla mnie była to męczarnia, gdyż nie wiedziałam, kto z kim się kłóci. A Lori jednak denerwowała mnie tak samo, jak w serialu.
Wielki plus jednak za to, że nieraz byłam zaskakiwana. Oglądałam serial namiętnie, ale nigdy nie miałam w ręku komiksu. Audiobook pokazał mi rzeczy, które w serialu były przedstawione zupełnie inaczej.
Bardzo dobrze słuchało mi się tego nagrania. Było w nim wiele wątków innych, niż w serialu, dlatego nie mogłam nigdy być pewna tego, co się za chwile stanie. Niejednokrotnie dostawałam ciarek, albo uśmiechałam się pod nosem na wspomnienie sceny z ekranu, jednak i tak w zdecydowanej większości wiele rzeczy było dla mnie nowością.
Komu mogę polecić tego audiobooka? Wiem, że sporo osób nie lubi tej formy przyswajania treści. Tym jednak razem musicie, tak właśnie – musicie – posłuchać „Żywych trupów”. To fascynująca przygoda, którą warto przeżyć nie w formie papierowej, a właśnie w formie słuchanej. Efekty, których użyto przy produkcji tego słuchowiska są często zaskakujące, ale ich finalna forma oszałamia. To tak, jakbyście sami znaleźli się w środku walki o przeżycie, a wszędzie wokół was były zombie. Spróbujcie przekonać się na własnej skórze, czy ta forma wam się spodoba. Gwarantuję satysfakcję, nawet jeśli oglądaliście serial.