Początek nie reprezentuje niczego szczególnego. Przyznam, że bardziej rozczarowuje niż wciąga. Sugeruje, iż książka jest typową obyczajową historią o relacjach małżeńskich w nowoczesnym świecie par kulturowo mieszanych. Jakie mogą istnieć problemy, gdy jedno z małżonków jest Amerykaninem, a drugie przedstawicielem europejskich ludów nordyckich? Dla mnie to jak zderzenie z górą lodową. Rozumiem katusze Joego, dla którego fińskie hermetyczne społeczeństwo jest przeciwieństwem amerykańskiego stylu, opartego na otwarciu na innych, pracy zespołowej w imię osiągania lepszych wyników, gdzie ludzie wymieniają pozdrowienia na ulicy nawet jeśli się nie znają, a przede wszystkim często się odwiedzają w domach. Do tego kwestia spełnienia zawodowego, odnoszenia sukcesów, które dla bohatera tak wiele znaczą, a w Finlandii nie są miarą człowieka. Frustracja mężczyzny, typ obieżyświata, który poczuje się dobrze wszędzie wystarczy, że coś się dzieje, jest nieco spóźniona. I mimo odpowiedzialności, jaka na nim ciąży to myśl, że tak może być już zawsze, że utknął w niespełniającej jego wymogi rzeczywistości jest tak klaustrofobiczna, że musi od tego uciec.
Zaczyna się spokojnie, od spraw prywatnych, od sposobu prowadzenia rozmów, które wcale nie zmierzają do rozwiązań, a doprowadzają do większego rozłamu między małżonkami. Alina zdaje sobie sprawę, że nie mówi wprost o co jej chodzi. Próbuje, a jednak najtrudniejsze jest przebicie się przez własne ograniczenia i wyzwania stawiane przez kulturowe bariery. Alina kocha miejsce, w którym się urodziła, a Joe, z jej punktu widzenia, jest człowiekiem goniącym za ideą. Wyrośli w innej kulturze, inne wartości decydują o ich spełnieniu się w życiu, a jaką są one ułudą Autor pokazuje nam w dalszej części.
Valtonen skupia się na bolączkach dzisiejszego świata, na tym co odbiera nam indywidualność, radość, spokój. Poczynając od technologii panoszącej się już w każdym aspekcie naszego życia, coraz większej presji na odnoszenie sukcesów, manipulacji medialnej, spychaniu etyki na margines, by osiągnąć wyższe cele, a kończąc na rosnącej agresji, nietolerancji i pozostawianiu młodych samym sobie, rozpadzie rodziny. Świat się zmienił. Chyba najbardziej ewoluował przez ostatnie trzydzieści lat, ale niestety, obrał kierunek na rozłam między bliskością, lojalnością i wspieraniem się, przy współudziale wykoślawianych wartości przodków. Te i inne problemy, które trawią społeczeństwa są tu szeroko ukazane, momentami prezentuje się nawet ich drobiazgową analizę przez co książka zyskuje na objętości, ale też sugestywnie przemawia do czytelnika.
"Nie wiedzą, co czynią" to wymagająca lektura. Nie chodzi przecież o to, żeby ją jedynie przeczytać, ale zastanowić się, przeanalizować raz jeszcze dane, którymi zasypuje nas Autor. Nie stosuje metafory, a pisze wprost o zagubieniu się, pójściu na skróty, braku zrozumienia dla innych. Łatwiej jest siedzieć wygodnie, marudzić, a jednocześnie przyklaskiwać systemowi, zamiast działać, by zreorganizować to co kuleje. Tylko kto ma się zdecydować na rewolucję, skoro już młodzi, dopiero wchodzący z życie ludzie, tacy jak Samuel dostrzegają, że to wszystko nie ma sensu, o ile nie dokona się zmian w każdej dziedzinie, na każdym poziomie od razu? A może się mylą? Może ulegają ułudzie, wierzą w nieosiągalne?
Trzy główne postacie dostarczają różnych punktów odniesienia. Alina, Joe i Samuel. Tematyka wychodząca od problemów jakie natrafia się w rodzinie, posuwająca się w kierunku egzystencji jednego społeczeństwa i dalej, sięgająca globalnej masie. Nie uważam, by było tutaj za wiele na raz podjętych motywów ludzkiej działalności, bo są to problemy, które współcześnie dotykają nas wszystkich, choć ich konsekwencje nie wszyscy bezpośrednio odczuwamy albo wolimy tak myśleć. Ocieplenie klimatu, zanieczyszczenie wód i powietrza, metale ciężkie w żywności, eksperymenty na zwierzętach, narkotyki i agresja na ulicy, śledzące aplikacje, monitoring zewnętrzny, fałszowanie danych naukowych, nieetyczne działania w biotechnologii itd., Urodzaj problemów, jakby ziarno spadło na samą żyzną glebę. Jest tego tak wiele, że trudno się nam pogodzić z tyloma współistniejącymi okropnościami. Trudno jest nam przyznać, że wyrządzamy krzywdę sami sobie.
"Nie wiedzą, co czynią" nie jest wolne od stereotypów, ale dość dobrze pokazuje ksenofobię, nasz konsumpcjonizm i samotność. Valtonen zdecydowanie pisze o tym, co dziś dzieje się z nami, jakby chciał wyrzucić na wierzch wszelkie obrzydlistwa zatruwające ludzkość, by się w końcu od nich uwolnić. Niby o tym wszystkim wiemy, słyszymy, ale dobrze że ktoś to zebrał, ubrał w niegłupią fabułę i podstawił pod nos. Możemy poczuć się przytłoczeni, ale nie powinniśmy przechodzić obojętnie.