Anna Brzóska to przede wszystkim matka i żona. Poza tym jest autorką książki „Życiowa zwrotnica”, która ukazała się w 2013 roku. Wydało ją Novae Res.
Marzeniem Anny było posiadanie córki. Miała dwóch synów, a gdy podrośli postanowiła z mężem, że postarają się o kolejne dziecko. Tym razem się udało – wynik USG pokazał dziewczynkę. Niestety, na tym szczęście się skończyło. Poród odbył się nieco przed wyznaczonym terminem, a dziecko nie wyglądało zdrowo. Okazało się, że mała ma problem ze stopą, a także ma liczne krwiaki. W miarę upływu czasu, gdy Marysia rosła pojawiały się u niej nowe problemy ze zdrowiem. Mała zachorowała na padaczkę, miała silne ataki, nawet kilkadziesiąt razy dziennie. Jej najmłodsze lata to przede wszystkim szpitale, zabiegi, konsultacje z lekarzami z całej Polski. Rodzice pragnęli, by Marysia wyzdrowiała, dlatego zdecydowali się nawet na konsultacje z uzdrowicielami. W końcu wyjechali do Brazylii do Jana od Boga, który też pomagał dziecku.
Książka ta ma formę pamiętnika. Nad konkretnymi rozdziałami podane są daty, czasem tytuły. Widzimy zmagania rodziny na przestrzeni wielu miesięcy. Pisany jest z perspektywy Anny, narratora pierwszoosobowego. Nie kryje ona swych myśli – wprost wyraża swoje opinie o służbie zdrowia, o pomocy dziecku, o braku kompetencji i zrezygnowaniu. Przez wiele stron jej walka jest jakby wymuszona. Wie, że tak należy, więc to robi. Gdy w końcu godzi się z tym, że córka może umrzeć odzyskuje siły i w ten sposób podejmuje nowe wyzwania. Obdzwania lekarzy, czyta artykuły, sama rehabilituje córkę.
Sama Marysia jest tu raczej średnio opisana. Wiemy, co jej jest, jak wygląda w czasie ataków padaczkowych, jak cierpi. Tak naprawdę jest on jednak jedynie tłem dla zmagań matki, która gra tu pierwsze skrzypce. Dzięki temu poznajemy jej myśli, zachowania – udaje nam się postawić obok niej w tej trudnej sytuacji.
Język jest bardzo prosty, by nie powiedzieć zbyt prosty. Momentami wydawało mi się, że faktycznie czytam pamiętnik, ale potem odnosiłam wrażenie, że to kiepsko sklecona opowieść. Trzeba przyznać, że być może było to spowodowane tym, że emocje brały górę i w ten sposób powstawały czasem dziwne zdania i wypowiedzi.
W powieści wiele jest emocji. Wylewają się niemal z każdej strony. Paleta jest ogromna – od żalu, po radość. W jednej chwili kobieta jest szczęśliwa, za chwilę pojawiają się wątpliwości niszczące jej spokój.
Książka ma jedną wpadkę - błąd ortograficzny, który znalazł się na początku. Na szczęście potem nie ma już z tym słowem problemu, była to prawdopodobnie jednorazowa wpadka.
Sama książka to porywająca, choć smutna lektura. Przykro było czytać o cierpieniu nie tylko dziecka, ale całej rodziny. Choroba Marysi odbiła się na zdrowiu fizycznym i psychicznym nie tylko rodziców, ale też dziadków i rodzeństwa.
Komu polecam? Tym, co nie boją się zetknąć z tak ciężkim tematem. Moim zdaniem książka jest dobra, ale nie wybitna. Można w niej odnaleźć wiele, to prawda. Emocje, przeżycia opisane są całkiem porządnie, jednak mogła by być to bardziej dopracowana lektura. Pamiętnikarski styl potrafi wiele wybaczyć. Zajrzyjcie, jeśli macie czas, ale ostrzegam – na pewno się wzruszycie.