Pamiętacie, jak Ryszard Rynkowski śpiewał, że życie jest nowelą? Ile według Was w tych słowach jest prawdy? Zastanawialiście się nad tym, jak szybko mija czas? Życie jest krótkie, a my nie zawsze korzystamy z niego, jak należy. Marnujemy ten krótki czas na kłótnie, przepychanki i wojny. Pytanie tylko po co?
Mazurska wieś Pietruchy to tutaj mieszkają trzy bohaterki powieści "Znaki życia" Pani Wioletty Milewskiej. Malwina, Sylwia, Wiktoria każda z nich jest inna zarówno pod względem charakteru, jak i osobowości.
Malwina dzięki złym wzorcom wyniesionym z domu rodzinnego próbuje na siłę utrzymać swoje małżeństwo. Ona już taka jest, że wybacza wszystkim i wszystko, ale wszystko ma swoje granice. Bo ile razy można wybaczać ten sam występek? Ile razy można dawać kolejną szansę? Kiedyś trzeba powiedzieć STOP!
Sylwia jest uważana za osobę dziwną, ponieważ rzadko wychodzi z domu i z nikim się nie przyjaźni. Niestety dzięki doświadczeniu życiowemu stała się nieufna i nieco zdystansowana. Jej mąż większość czasu spędza na zagranicznych kontraktach. Sylwię niepokoją nawracające bóle głowy.
Wiktoria nikomu nie odmówi, we wszystkim pomoże, nie liczy przy tym na żadną korzyść. Przez swoje dobre serce często jest wykorzystywana przez innych. Ciężko pracuje w domu i na gospodarstwie. Na wieść o tym, że do jej domu ma się wprowadzić jej brat z dziewczyną, Wiktoria czuje, że wreszcie odciążą ją w obowiązkach. Rzeczywistość okazuje się bardzo brutalna.
Pietruchy to taka wieś, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Trzy różne kobiety, które na pierwszy rzut oka zbyt wiele nie łączy. A jednak. Każda z nich pomimo tego, że żyje w związku, to tak naprawdę jest samotna. Nie mogą liczyć na swoich mężów. Każda z nich walczy, aby utrzymać związek, rodzinę, bo przecież to jest najważniejsze.
Ile razy w życiu próbujemy coś wyprzeć z naszej świadomości? Liczymy i mamy nadzieję na to, że ktoś się zmieni na lepsze. Dajemy jedną szansę, drugą, a potem kolejne. Tylko czy warto? Jak to jest, że mamy wszystko, a nie potrafimy tego docenić. Wystarczy chwila nieuwagi, jedno niefortunne zdarzenie i wszystko tracimy. Utarte wzorce i schematy przekazywane z pokolenia na pokolenie. Bo przecież tak nie można, w przysiędze było, dopóki śmierć nas nie rozdzieli, bo co ludzie powiedzą? I tak tkwimy i dusimy się w związkach na siłę dla dobra dzieci. Ale czy nie powinniśmy pomyśleć również o sobie? Szczęśliwa, kochana i kochająca kobieta jest w stanie „przenosić góry”.
Życie jest krótkie i szybko mija, więc czas pomyśleć o tym, co naprawdę jest, w życiu ważne a ważne jest, aby darzyć uczuciem bliskich i aby oni nas też nim darzyli, bo na końcu nic nie zabieramy ze sobą tylko wspomnienia.
"Jedyne, o co powinno się dbać, do czego dążyć, to wiara w wyznawane wartości i czynienie dobra, bez oczekiwania na wdzięczność".
Pani Wioletta ma na swoim koncie cztery powieści. Ja dopiero zaczynam przygodę z Jej twórczością i jestem pod ogromnym wrażeniem świetnego pióra, pięknego języka i ciekawej fabuły. Powieść obyczajowa o kobietach i dla kobiet, napisana w taki sposób, że nie można się od niej oderwać. Książka zmusza do refleksji. Najbardziej cieszy mnie fakt, że już niebawem poznam dalsze losy bohaterek.
Polecam!
Pani Wioletto ślicznie dziękuję za egzemplarz do recenzji opatrzony piękną dedykacją.