To moja pierwsza książka w 2019 roku i bardzo udana lektura. Przełożyłam ją na początek kolejki ze względu na śmierć Oza. W ten sposób chciałam uczcić twórczość tego wielkiego pisarza. Katharsis przeżyłam przy jej czytaniu. Nie wiem czy żałować, ze cały zeszły rok odkładałam jej czytanie czy nie. Bo to wspaniała książka, ale z drugiej strony lepiej się ją czyta na spokojnie, dawkując rozdziały, obrazy, zdania, figury retoryczne. Autor naprawdę włożył serce w tę książkę. Na okładce wydawca napisał, że to 'klucz do zrozumienia twórczości Oza'. Tak, to prawda. Ja już czytałam jego książkę 'Sceny z życia wiejskiego' i wówczas twórczość ta nie powaliła mnie na kolana. Zaintrygowała, ale czułam niedosyt. Dopiero ta autobiografia ukazała mi wewnętrzny świat tego pisarza, człowieka. Z takim bagażem mogę sięgnąć do kolejnych książek mistrza, a planuję jeszcze dwie. Pierwszą i ostatnią, jak alfa i omega.
To najlepsza autobiografia, jaką w życiu czytałam. Po pierwsze język, po drugie zakres tematyczny, po trzecie przejmujące obrazy, wspomnienia, straszne i piękne przeżycia, po trzecie wieloaspektowość tej książki. Wielkim uproszczeniem czytelniczym byłoby czytać ją tylko jako autobiografię. Bo tak nie jest. To jest też książka o dojrzewaniu i wchodzeniu w dorosłość, książka o rodzeniu się artysty, książka o rodzinie, o wykorzenieniu i pamięci, o braku miłości i samotności, książka o państwie Izrael i jego obywatelach, którzy z tęsknotą za Europą, ze wspomnieniami z wojny albo prześladowań pojechali w ten kraj nieznany, niby kraj przodków, ale w sumie nie ich. Oddaje to postać matki, która ciągle czyta europejskich autorów i tęskni za Wołyniem. Nawet jej wspomnienia są wołyńskie, a i choroba jest chyba niezbadaną przez ówczesnych lekarzy traumą pourazową.
Wspomnienia Oz układa nie chronologicznie, ale obrazami, tak jak mu się kojarzy i przypomina. To doskonały układ. Opowiada o swojej rodzinie z obu stron, ale i o sobie, o tym jak on tam się czuł, jak przeżywał powstawanie państwa Izrael, jak przeżyli wojnę i jak to wyglądało. To bardzo dogłębna i obiektywna opowieść. Bardzo pozbawiona nacjonalizmu. Ja ją odczytałam uniwersalnie.
Bardziej jednak przeżywałam tę książkę w kluczu psychologicznym, a ze wspomnień rodzinnych czy raczej związanych z rodziną wyłapywałam to trudne wykorzenianie się (trudne bo z musu) z Europy i trudne (bo nie mając wielkiego wyboru) zaczynanie życia gdzieś na pustyni, w Jerozolimie, a potem w kibucu.
Inna sprawa to droga Amosa do bycia pisarzem. To jak chciał odrzucić styl życia rodziców, przyjaciół rodziny, to jak bardzo przeszkadzała mu intelektualność tej rodziny, tego środowiska, i jak ostatecznie powrócił do korzeni. Zawsze myślałam, że takie rodziny dyskutujące o poezji są szczęśliwe i na pewno się dogadują. Ta książka uświadomiła mi, że za dyskusjami o języku, o poezji i sztuce może kryć się bariera nawet w kontaktach z najbliższymi, że można mówić i nie kontaktować się. I to jest straszne. To, że cała rodzina Amosa była osamotniona, każde z nich. Czasem miałam wrażenie, że całe to pokolenie pionierów Izraela było osamotnionych i pełnych traum. Już pod koniec książki Amos Oz mówi, ze myślał, że w kibucu ludzie są dziarscy i pełni werwy. Jak się okazało, tam też przeważali rozbitkowie życiowi, frustraci pełni niespełnionych marzeń.
Poza tym wszystkim w książce Amos Os pokazuje, ujawnia i oswaja wielką traumę swojego dzieciństwa - samobójstwo matki. Świat i wspomnienia dzieli na te przed i po. Najpierw wybiera te szczęśliwe, gdy we trójkę spędzali czas i stanowili pełną rodzinę. I jak sam mówi, czyni to po raz pierwszy. Już jako dziadek!
Czy książka czegoś uczy? O, wielu rzeczy. Uczy świata pisarza, tego jak człowiek zostaje pisarzem, czy raczej jak pisarz ujawnia się w młodym człowieku. Uczy też tego, że czasem światy innych ludzi to kumulacja tragedii, traum i samotności. Że bywa ciężko, a mimo wszystko można z tego zbudować spełnione życie.