Poradników psychologicznych jest dużo. Im więcej ich jest, tym łatwiej trafić na banał, wtórność czy rażące i szkodliwe nieprawdy sprzedawane przez ich autorów. Jordan B. Peterson wdarł się z hukiem w medialną anglojęzyczną przestrzeń i opiniami wywołuje czasem skrajne emocje sygnalizowane z różnych stron światopoglądowych podziałów. Trochę poczytałem, trochę pooglądałem o tym psychologu klinicznym. Teraz wiem, że to nietuzinkowy człowiek, który przy okazji buduje sobie rozpoznawalność. „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos” stanowi próbę popularnego przedstawienia oferty Petersona na życie w zgodzie… No właśnie z czym w zgodzie? Chyba z światem, który jest niebezpieczny, czasem obiektywnie przerażający. Stąd każdy z nas musi za siebie i swoje czyny/zaniechania brać odpowiedzialność. By to dobrze zrobić, trzeba formować się przez całe życie zgodnie z dobrze zdefiniowanymi zasadami. Książka jest dość dziwną mieszanką formy. Jest w niej poradni psychologiczny, autobiografia, dziennik terapeuty, swoiste kazanie, wykład z semiotyki mitów. Nie wszystkie formy narracji pasowały do całości. Nie mogę jednak odmówić Petersonowi klarowności przekonań, odwagi cywilnej w formułowaniu sądów popartych badaniami, które idą w poprzek popularnym sądom. W kilku miejscach przekonał mnie do modyfikacji dobrze już ugruntowanych własnych progresywnych opinii, w czym upatruję dużą zaletę pracy. Zmierzenie się z uprzedzeniami/uproszczeniami/skrzywieniami poznawczymi to ciekawa przygoda intelektualna.
„12 życiowych zasad” frapuje, czasem oburza, w kilku miejscach było odkrywcze. Doświadczenie życiowe autora, poczynając od ‘szemranego’ środowiska z dzieciństwa, poprzez kliniczne przypadki w pracy aż po rodzinne przeciwności, uformowały Petersona w człowieka z jednej strony realistę i optymistę, z drugiej w ideowego konserwatystę (*). W poszukiwaniu podstaw pożądanej konstrukcji człowieka, posiłkuje się czasem mitologią i biblijnymi archetypami, czasem współczesnymi fachowymi opracowaniami psycho-społecznymi. Możliwe w tej sytuacji pytania o wybiórczość, choć tliły się, to nie determinowały mojego odbioru tekstu. Zawsze można wyśmiać za banały w stylu: ‘zadbaj najpierw o swoje wnętrze’, ‘czerp ze sprawdzonych wzorców’, ‘unikaj kłamstwa’, ‘pamiętaj, że są mądrzejsi od ciebie’, ‘uniwersalność starożytnych konfliktów wynikających z natury człowieka i nas powinny czegoś uczyć’,… Nie da się jednak takich haseł zignorować, szczególnie gdy współczesność odrzuca autorytety, poddaje się manipulacjom, nęci ją sprawdzenie, co może być złego w używkach, szczególnie gdy życie pędzi, trzeba zarobić, świat jest cyniczny, itd. Peterson stara się w książce poukładać ten galopujący świat przypominając skąd wyrastamy (kulturowo i biologiczno-ewolucyjnie) i oferując kilka kierunków poszukiwań celu w życiu. Posiłkując się Biblią, Dostojewskim, Jungiem, Nietzschem i Sołżenicynem łączy kondycję świata ludzi wielu pokoleń by zbudować model oczekiwanej konstrukcji naszej psyche.
Może najpierw moje negatywne obserwacje. Psycholog w kilku miejscach dokonał rozbudowanych analiz mitologii chrześcijańskiej. Zostawiając na boku przykłady klasycznych kazań (np. str. 138-142, 219-224, 257-261), zbyt często i dosadnie budował obraz uniwersalnego ponadludzkiego zmagania Boga i Demiurga, którzy jakby walczą o nasze dusze. To bardzo klasyczny i płodny pomysł na literackie napomnienie o ludzką wstrzemięźliwość (od księgi Rodzaju, po Dantego i Miltona), który jednak współcześnie nie trafia chyba do sumień laickich. Uważam, że zbyt dosadnie i jednostronnie Peterson dobierał argumenty w tej grupie narracyjnych technik. Zapewne korzystał z doświadczenia i własnych badań sprzed lat. Chciał do nich nawiązać, skoro poświecił mitologii sporo intelektualnych zasobów. (**). Wyszła z tego przyciężkawa opowieść o cnotach, ciekawie czerpiąca z klasyków, ale jednak w odbiorze wciąż nieco toporna. Nie wiem czemu biblijni Kain i Abel aż tak wiele nam mówią o zachłanności, materializmie w XXI wieku, skoro są lepsze, bo wprost nawiązujące do naszej kultury, opracowania. Chyba psycholog ogólny drogowskaz sztucznie rozbudował do praktycznego przewodnika dla ludzi z epoki smartfonów. Tu mnie nie przekonał doborem technik argumentacji o tyle, że nie trafia do młodych. Zbyt duża dawka patosu przeszkadza, a progresywnie myślących może uprzedzić do w sumie ciekawych myśli, które ubrano w zbyt ‘wysoką diapazoniczną formę’.
„12 życiowych zasad” choć mogłaby być krótsza, to dostarczyła mi sporo ciekawych obserwacji, nowego namysłu, kilku podstaw do przewartościowania. Uwierały mi poznawczo chociażby autora analizy błędów wychowawczych (str. 149-181). Krytykując ‘wychowanie bezstresowe’, starał się zbudować optymalny model. Chyba słusznie zaapelował, by pamiętać, że ‘karą fizyczną’ jest też zakaz wyjścia z kolegą, odebranie telefonu, słodyczy czy wymóg odbycia w samotności refleksyjnej ‘pokuty’ przez dziecko. Jest to o tyle istotne, że czasem oczywisty postulat traktowania pociech z szacunkiem, dość bezrefleksyjnie rozszerza się do braku zupełnej kontroli nad dziećmi. Peterson ostatecznie punktuje – przecież te dzieci mają w dorosłości tworzyć społeczeństwo oparte na kompromisach, a bezstresowość to droga ku katastrofie w przyszłości. Jeszcze większym zaskoczeniem dla mojego światopoglądu okazały się analizy ‘międzypłciowej walki’ (str. 323-379). Poddając krytycznej analizie płeć kulturową, patriarchat i męską przewagę na rynku pracy, sugestywnie i z reguły przekonująco nawołuje o większy namysł nad deklaracjami liberalnych światopoglądowo. Argumentację własną zbudował na obserwacjach społeczeństw skandynawskich, gdzie równość kulturowa wciąż nie skutkuje tą faktyczną. W takich sytuacjach okazuje się, że różnice biologiczne w sposób naturalny wybijają się, jako nieredukowalny komponent. Dodatkowo uzmysłowił oczywistość, czyli status istnienia dwóch rozkładów normalnych cech płci (to moja analogia, której Peterson wprost nie użył, choć innymi słowy wspierał), które na siebie się częściowo nakładają, stanowiąc kontinuum możliwości. To ważna lekcja, o której czasem zapominamy (walcząc o równość w imieniu innych, bywa że im szkodzimy). Za główny komponent nieredukowalnej statystycznie różnicy (co oznaczać może hasłowo – ‘większość prezesów to mężczyźni’) w pozycji społecznej, uznał jednoczesną uległość i koncyliacyjność kobiet i męski pęd do sukcesu osobistego w konfrontacji z całą resztą świata. Wciąż jednak pozostaje pytanie, w jakim stopniu wypada/należy wałczyć o zmianę tego faktu. Czy wyznawane przez większy odsetek kobiet (w porównaniu z mężczyznami) zasady budowania relacji, ciepła rodzinnego, trwałych struktur emocjonalnych, to podstawa do ogólnoludzkiej zmiany tego stanu rzeczy? Jeśli tak, to w jakim stopniu? Sporo Peterson o tym pisze. Nie ze wszystkim się zgadzam, choć jego ‘konserwatywne’ argumenty wymagają przepracowania, bo nie są trywialnymi.
Zasady Petersona oceniam wysoko, mimo czasem męczącej formy. Zawsze doceniam autorów, którzy zmuszają mnie do zderzenia się z własnymi poglądami, ich ograniczonością, subiektywizmem. Psycholog czasem uwiera, jest bezkompromisowy (to bywa i zaletą), potrafi przyznać się do własnych potknięć życiowych, przez co zyskuje u odbiorcy. Jest niewątpliwie uczciwy, nie lawiruje między sprzecznościami, które w poprawności politycznej rozleniwiają intelektualnie. Jego mowa jest ‘tak, tak, nie, nie’; stanowi ciekawą alternatywę dla ponowoczesności i epoki braku autorytetów. Polecam wszystkim jego dostępne wypowiedzi w Internecie. Nie po to, by się zgodzić, ale właśnie by spróbować z nimi intelektualnie się zmierzyć, a to okazuje się wyzwaniem. Jego rozmowy z Pinkerem, Haidtem czy Penrosem (ta ostatnia o czasoprzestrzeni i czarnych dziurach – widać, że potrafi i słuchać) to ciekawy zbiór przemyśleń. Zaimponował mi chociażby w wywiadzie telewizyjnym, gdy nie poddał się atakom dziennikarki, ale rzeczowo utrzymał na wodzach emocje (***). To trudne. Przykładowa wymiana:
- Powołujesz się na wolność słowa. Dlaczego twoje prawo do wolności słowa miałoby przeważać nad prawem transseksualisty do nie bycia obrażonym?
- Ponieważ, żeby móc myśleć musisz zaryzykować możliwość obrażenia kogoś. Spójrz tylko na naszą rozmowę. Ty z całą pewnością jesteś chętna zaryzykować to, że możesz mnie obrazić w pogoni za prawdą. Co daje ci do tego prawo? Jest to dla mnie dość niewygodne.
- Cóż, cieszę się, że wprawiłam cię w zakłopotanie.
- Ale rozumiesz o co mi chodzi.
BARDZO DOBRE – 8/10
==========
KILKA CYTATÓW
(nie z wszystkimi się zgadzam, ale wszystkie warte są przemyślenia)
„Nie myśl, że łatwiej jest otoczyć się dobrymi, zdrowymi ludźmi, niż ich przeciwieństwami. Nie jest. Dobra, szlachetna, ambitna osoba to ideał. Przebywanie w obecności ideału wymaga siły i śmiałości. Miej trochę pokory. Miej trochę odwagi. Używaj rozsądku, aby chronić samego siebie przed bezkrytycznym współczuciem i litością.” (119)
„(…) jeśli nie korzystamy ze wszystkich dostępnych nam narzędzi wspierających dzieci w procesie uczenia się, w tym z negatywnych emocji, wyrządzamy naszym pociechom krzywdę. Inna rzecz, że negatywne emocje powinny być obecne w ich życiu w możliwie najłagodniejszej formie.” (168)
„Bezmyślne powtarzanie sloganu: ‘kary fizycznej nie da się usprawiedliwić’ jedynie wzmacnia błędne przekonanie, według którego nastoletni chuligani wyrastają z niewinnych maluchów-aniołków. Nie myśl sobie, że gdy jako rodzic przymykasz oko na złe zachowanie swojego dziecka (w szczególności jeśli jest ono ponadprzeciętnie agresywne z temperamentu), to stajesz po jego stronie).” (176-177)
„Podążanie za tym, co wygodne, to chowanie trupów w szafie. To usuwanie z dywanu plam krwi, która przelałeś. To unikanie odpowiedzialności. To postawa tchórzliwa, płytka i niewłaściwa. Niewłaściwa, ponieważ bezmyślna pogoń za tym, co wygodne, przekuta w nawyk, tworzy charakter demona. Niewłaściwa. Ponieważ pogoń za tym, co wygodne, to zwyczajne przerzucanie wiszącej nad tobą klątwy na kogoś innego lub na siebie samego w przyszłości – w sposób, który czyni twoją przyszłość oraz przyszłość ogółem gorszą, a nie lepszą.” (239)
„Nie ma jakichkolwiek dowodów na poparcie żadnej (…) z tez: że zachodnie społeczeństwo jest patologicznie patriarchalne; że z historii wynika, jakoby to mężczyźni, a nie natura, byli głównym źródłem ucisku kobiet (a nie, przynajmniej w większości przypadków, ich partnerami i pomocnikami); że wszelkie hierarchie opierają się na władzy i służą do wykluczenia. Hierarchie istnieją z wielu powodów – niektóre słusznych, inne nie – i są niewyobrażalnie prastare, zarówno w ujęciu czasowym, jak i ewolucyjnym.” (355)
„Właściwie to trudno znaleźć człowieka, który w danym momencie nie cierpi na skutek żadnej życiowej tragedii (…). Oto zasadniczy problem takiego sposobu myślenia: ‘każdą tożsamość grupową można dzielić aż do poziomu jednostki’. To zdanie powinno być pisane dużymi literami. Każdy człowiek jest wyjątkowy – nie tylko w trywialnym sensie: ta unikalność to coś bardzo ważnego, istotnego, znaczącego. Członkostwo w grupie nigdy takiej rozmaitości nie uchwyci. (…) Twierdzenie, że wszelkie różnice między płciami są konsekwencją uspołecznienia, w pewnym sensie ani nie daje się dowieść, ani obalić, ponieważ wpływ kultury na grupy bądź jednostki może być tak silny, że w zasadzie każdy rezultat należy uznać za osiągalny, jeśli jesteśmy skłonni ponieść koszty, których wymaga.” (358)
„Przyjemność, jaką człowiek może czerpać z poczucia pokrzywdzenia, nie sposób przecenić.” (375)
„Gdy twój świat wypełniają chaos i niepewność, jedynym, co może poprowadzić cię z powrotem ku światłu, będzie twój charakter, który kształtowałeś przez lata, bo mierzyłeś wysoko (przyszłość), a koncentrowałeś się na tym, co ważne w chwili obecnej (teraźniejszość).” (410)
=======
* Konserwatyzm rozumiem tak, jak jest definiowany, a nie ‘polsko-politycznie’ doświadczany. Czyli w tym przypadku chodzi o zestaw jasnych zasad wywodzonych z doświadczeń wcześniejszych pokoleń, tradycyjnej etyki, choć rozbudowanej o konsekwencje współczesnej nauki o człowieku.
** Peterson w 1999 napisał „Mapy sensu. Architektura przekonań” (polskie wydanie Freedom Publishing 2021). To dość zawiła i opasła pozycja, w której połączył wielowiekowe mity z współczesnym odczytaniem konstrukcji człowieka.