Miłość towarzyszy nam przez całe życie. Nawet jeśli nie otrzymamy jej od rodziców, rodziny, partnera czy przyjaciół, to książki, filmy, sztuka czy opowieści innych ludzi o miłości będą wręcz nachalnie towarzyszyć nam od najmłodszych lat do samej śmierci. Czy to miłość prawdziwa? Oczywiście, że nie, jednak nawet te historie sprawiają, że w jakiś sposób myślimy o miłości i bardzo często pragniemy jej. W momencie gdy szczęście będzie nam sprzyjać, a my zrozumiemy, że kogoś kochamy miłością najszczerszą, prawdziwą, narazimy się na olbrzymie cierpienie. Część z Was pewnie spojrzy na to z ironią, ale nie możecie zaprzeczyć, że w momencie, gdy drugi człowiek staje się dla Was ważniejszy niż Wy sami, prędzej czy później dojdzie do chwil złych – pełnych zamartwiania się, toczenia wewnętrznych walk, tworzenie czarnych scenariuszów oraz być może śmierci. Dziś mowa o tej mrocznej stronie najpiękniejszego uczucia.
Zuzanna straciła męża – niespodziewanie i przedwcześnie. Teraz musi poradzić sobie z żałobą i otaczającą ją samotnością. Jak żyć, gdy ukochana osoba odeszła, a świat nagle stał się tak pusty? Jest młoda, więc prawdopodobnie przed nią jeszcze wiele lat życia – życia bez Artura. Jednak Zuzanna nie jest jedyną osobą, która musi poradzić sobie ze śmiercią. Jej losy się splatają ze wspomnieniami nieżyjącego męża, cierpieniem jej syna oraz wrażliwością młodego mężczyzny, który jest wiernym towarzyszem jej syna. Każdy z nich przedstawia własną historię cierpień, śmieci i miłości, a wszystkie się splatają tego jednego dnia, gdy Artur umiera. Czy można zapomnieć o przeszłości i żyć pełnią życia, kiedy już żadna nadzieja nie pozostaje?
"Lista nieobecności" to książka, która wyłącznie za pomocą opisu, poruszyła moje serce. Zapragnęłam ją przeczytać i jak na pewno się domyślacie, miałam wielkie oczekiwania co do niej. A w końcu z oczekiwaniami jest różnie. Tym razem dostałam coś całkowicie odmiennego niż przypuszczałam i bardzo się cieszę z tego przypadku, ponieważ dla mnie okazała się to genialna powieść, która poruszyła mnie dogłębnie i dała olbrzymi worek pełen refleksji.
Język autora jest dopracowany pod każdym względem, dlatego książkę czytało mi się bardzo dobrze z poczuciem satysfakcji, że siedzę przed dziełem, któremu poświęcono wiele czasu. Nawet jeśli nie spodobałoby mi się pod względem fabularnym, to dla samego stylu pisarza warto byłoby brnąć dalej. Takie rzeczy po prostu się docenia. Za pomocą licznych opisów przeżyć wewnętrznych Michał Paweł Urbaniak wprowadza czytelnika w życie poszczególnych bohaterów i pozwala poznać ich najbardziej intymne myśli. A to wszystko odbywa się przez wiele lat. Jako czytelnik nie miałam przed sobą uporządkowanej fabuły rok po roku, tylko olbrzymi chaos dat, które się przeplatały bez żadnego porządku. Wbrew pozorom jest to logiczny i całkowicie spójny ciąg wydarzeń. Ani razu nie zdarzyło się, że mimo tych zawirowań czasowych nie wiedziałam, co robię akurat w tym dniu życia bohaterów. Uważam, że jest to niezwykle trudny zabieg literacki, ale zarazem świadczący o kunszcie autora.
Tym razem nie poświęcę czasu fabule, gdyż tutaj nie ma znaczenia. Zresztą jest mocno zredukowana na rzecz rozbudowanej i bardzo trudnej emocjonalnie tematyki. Dla mnie "Lista nieobecności" jest powieścią metafizyczą, która zmusza czytelnika do głębokich refleksji. Porusza tę strunę w duszy człowieka, która jest ukryta w najdalszych zakamarkach i przez większość życia robimy wszystko, by o niej zapomnieć. A jeśli nie jesteśmy w stanie, to przynajmniej walczymy o to, by zadrgała. Historia bohaterów nie bawi się w uspakajanie i ukrywanie lęków. Wyzwala je i przypomina, że na świecie istnieje mrok. Nawet jeśli jesteśmy dobrymi i szczęśliwymi ludźmi, to bierzemy udział w tej mrocznej części naszego istnienia. Zresztą czym jest dobro? Czym jest szczęście?
Na początku pisałam, że oczekiwałam czego innego od tej książki. Oczekiwałam opowieści o żałobie. W pewnym sensie ten wątek jest poruszony, jednak osobiście uważam, że jest to historia pełna miłości i to niekoniecznie otoczonej aureolą z czerwonych serduszek. Miłość ma też inne odcienie niż ta słodycz, o której zazwyczaj czytam w romansach. Z miłością wiąże się też cierpienie i wyrzeczenie się samego siebie. "Lista nieobecności" krok po kroku ukazuje te odcienie szarości i czystą czerń.
Lecz to nie koniec refleksji – przed czytelnikiem również podróż po linii życia, która trwa dalej mimo wszelkich cierpień. Odchodząc trochę od samej powieści, ale zarazem mocno się nią inspirując, chcę zadać Wam pytania – czy zawsze da się iść do przodu, czy zawsze życie trwa mimo wszystko? Dla mnie niektórzy ludzie pewnego dnia po prostu się zatrzymują i choćby żyli jeszcze kilkadziesiąt lat, to będą żyli tylko i wyłącznie w tym jednym miejscu, ignorując wszystko wokół.
Nie mogę też zapomnieć o genialnie wykreowanych bohaterach. Przyznam, że już dawno nie miałam tak silnego uczucia, że osoby, o których czytam, to osoby żywe i opowiadające mi o sobie samym. Jestem oczarowana, ponieważ tutaj nie było bohaterów jako tła. Nawet dzieci, które początkowo uważałam za taki dodatkowy ozdobnik i wzmocnienie historii, okazały się pełnowymiarowymi bohaterami. Wielką zaletą jest fakt, że większość bohaterów nie zyskała mojej sympatii, a mimo to oddałam im całe swoje serce. Przede wszystkim Zuzanna – kobieta magnetyzująca, do której czułam głęboką niechęć i potępiałam za wiele czynów – jest dla mnie symbolem. Nie spotkałam się w prawdziwym życiu z takim charakterem, więc nie mam wątpliwości, że autor stworzył unikatową kreację, ale mam pewność, że też prawdziwą. Moją uwagę przykuł również Jakub, czyli partner syna Zuzanny – Krzysztofa. Niesamowicie wrażliwy człowiek o wybitnie skomplikowanym charakterze. Nie jestem podobna do Jakuba, ani nie przeżyłam podobnej historii, mimo to mocno się z nim identyfikuję i przede wszystkim rozumiem.
"Lista nieobecności" to powieść, która zmęczyła mnie emocjonalnie, ale dzięki temu zmęczeniu czuję satysfakcję, że podołałam i pozwoliłam się ponieść przemyśleniom autora. Mam odczucia, że jest to też książka dla każdego odmienna, gdyż da się interpretować w najróżniejszy sposób. Osobiście skupiłam się na aspekcie miłości, ale myślę, że to subiektywne czynniki wpłynęły na tę perspektywę. Inny czytelnik w zależności od swojej własnej historii odbierze to całkowicie inny sposób. To kolejny aspekt godny podziwu. Polecam książkę każdemu, kto czuje się na siłach, by zmienić swoje postrzeganie świata.