"Ktoś na mnie patrzył. To dość niezwykłe uczucie, kiedy jest się martwym..."
Zaintrygował mnie tytuł, zaintrygował mnie opis, zaintrygowała mnie okładka... i już wiedziałam, że koniecznie muszę sięgnąć po tę książkę. Pod wieloma względami nie żałuję, choć historia odbiegała od moich wyobrażeń. Cóż, powinnam się wreszcie nauczyć, by nie mieć żadnych oczekiwań przed rozpoczęciem lektury, wtedy czyta się zdecydowanie przyjemniej.
Czy wyobrażasz sobie, jak to jest być duchem? Kochać osobę, która nawet nie wie o Twoim istnieniu? Być przy niej dzień i noc, pomagać jej w tajemnicy, być muzą, czuwać, niczym anioł stróż? Żyć w wieczności, nie istniejąc dla świata?
Tak właśnie wygląda rzeczywistość Helen, która przez 130 lat żyła przywiązana do swojego Gospodarza, nie mając możliwości oddalenia się od niego. Towarzysząc mu, była zawsze w cieniu, w samotności żyła jego życiem, nie mogąc w nim uczestniczyć.
Dlaczego tak się stało? Co było tego przyczyną? Dlaczego po śmierci znalazła się w tym stanie zawieszenia? Helen nie potrafi sobie niczego przypomnieć. James, niezwykły chłopak, który jako jedyny dostrzega obecność Helen - naprawdę ją widzi, a nie tylko patrzy przypadkiem w jej stronę, odczuwając delikatne drżenie powietrza spowodowane obecnością dziewczyny - pomaga jej w odkryciu tajemnic przeszłości, a także jest jej szansą na stworzenie własnej przyszłości... Jak znaleźć sposób, by być razem, gdy na przeszkodzie stoi śmierć?
Helen to melancholijna bohaterka, która wzbudziła moją szczerą sympatię. Próbując godzić się z własnym życiem, które potoczyło się w taki sposób, dziewczyna dostrzega piękno drobnych epizodów życia codziennego. Będąc od nich zupełnie odcięta, tęskni do prozaicznych czynności, takich jak bieganie czy choćby jedzenie. Pokazuje, jak cenne jest życie, jak wielkim jest darem także ta zwykła, szara codzienność, czego niestety zwykle nie doceniamy. W dużym stopniu na mojej sympatii dla Helen zaważyła jej miłość do książek. Nie sposób nie polubić bohatera, który ceni słowo pisane tak wysoko.
Historia, piękna i smutna z początku, zaczęła mnie jednak nieco nudzić. Niestety, pewne rozwiązania zastosowane przez autorkę zupełnie mnie nie usatysfakcjonowały. Niektóre wątki są potraktowane po macoszemu, a inne, jak miłość pomiędzy głównymi bohaterami - dość płytkie. Nie tego można się spodziewać po tak dojrzałych bohaterach, niestety taka właśnie była ich relacja. Liczyłam na inne zakończenie, choć tak w zasadzie to nie koniec historii - niedawno (w połowie maja) wydano anglojęzyczną drugą część tej powieści, Under the light. Mam nadzieję, że doczeka się swojego przekładu na język polski.
Szczególnie do gustu przypadł mi styl pisarski Laury Whitcomb, właśnie to zaważyło ostatecznie na mojej ocenie. Niestety, nie mogę dać więcej - to jeszcze nie jest do końca to. Kwiecisty, bogaty język i piękne metafory, a także spójna całość sprawiają, że powieść czyta się naprawdę dobrze. Jest to debiut tej autorki, i to może jest powodem pewnych niedociągnięć, o których wspomniałam wcześniej. Można na to przymknąć oko; w tej historii drzemie potencjał, pomysł jest żywym złotem - być może w kolejnej części rozwinie się ona niczym piękny kwiat i czymś jeszcze nas zaskoczy. To z pewnością nie jest kolejna zwykła romantyczna historia umieszczona w paranormalnym świecie, dlatego naprawdę zachęcam do czytania; miłośnicy powieści tego typu na pewno poczują się usatysfakcjonowani i poproszą o więcej.