„Żyć jest lepiej” to książka Agnieszki Kareckiej wydana przez Wydawnictwo Szósty Zmysł.
Książka opowiada historię młodej Laury, która wyjeżdża na studia do Wrocławia. Dziewczyna mieszka z ciocią i wujkiem, znajduje pracę i stara się odnaleźć w wirze nowych znajomości. Wszystko byłoby prostsze, gdyby Laura nie zmagała się z zaburzeniami odżywiania.
Przede wszystkim trzeba wspomnieć o tym, że Agnieszka Karecka ma bardzo płynny styl pisania. To, co mogłoby być dla niektórych problematyczne, w tej książce jest czymś jakby na porządku dziennym. Jest budowanie relacji, zaburzenia odżywiania, alkoholizm, rozpad rodziny, śmierć, strata, wyrzuty sumienia, depresja. A jednak, mimo takiego nagromadzenia, nie jest ciężko przebrnąć przez książkę. Ciężkie tematy, a mimo to przyjemność z czytania.
Autorka pokazuje, jak ciężkie jest funkcjonowanie wśród ludzi, którzy nie mają pojęcia o zaburzeniach odżywiania. Prawda jest taka, że ktokolwiek zacznie grzebać w bagnie o nazwie „eating disorders”, nie pozbędzie się tego tak łatwo. Laura, która niby ma pewne epizody za sobą, podświadomie przelicza wszystko w głowie, dokonuje wyborów, które są „słuszne” według jej głosu (nie)rozsądku, ocenia, ile będzie musiała spalić kalorii, gdy zje coś nadprogramowego lub nieoczekiwanego. Tutaj bardzo podobała mi się scena w restauracji, gdzie rodzina Laury nie zdawała sobie sprawy z tego, jak czuje się dziewczyna, gdy wcześniej przestudiowała menu i zabrakło tego, co było jedynym sensownym wyborem, jedynym możliwym w obliczu zaburzeń odżywiania. I właśnie porównując sytuację Laury do sytuacji jej ciotki, Laura jest w fazie „po”, która nigdy nie jest tak naprawdę „po”, gdy niby chce się być zdrowym, a jednak zachowuje nawyki z choroby.
Niestety nie przekonała mnie relacja Laury i Tytusa. Jak bardzo ich historie osobno miały sens, tak nie czuć było tej chemii, tej miłości, która miała leczyć, dawać nadzieję i motywować. Wydaje mi się, że zbyt mało interesowała mnie sama historia Tytusa, aby w to aż tak bardzo się zaangażować. Główną bohaterką jest tutaj nie bez przyczyny Laura i to ona przyćmiewa Tytusa. Dla mnie to plus, wolałam historię Laury.
Tak samo zbyt mało poruszyła mnie śmierć ważnej dla Laury osoby. Jakoś tego nie poczułam, mimo że wiedziałam, jak istotną osobą jest dla bohaterki. Personalnie wczułam się w sytuację, ponieważ doświadczyłam podobnego, aczkolwiek nie byłam w stanie aż tak zjednoczyć się z Laurą. Wydaje mi się, że to wpływ niedawno przeczytanej „How to make friends with the dark”, gdzie każde zdanie było dla mnie emocjonalną bombą. Tutaj działo się dużo, problemów było wiele, autorka płynnie je przedstawiła i im nie umniejszała, a jednak czułam jakieś spłaszczenie.
Autorka za sprawą przebiegu całej historii uświadamia, jak ważne jest przepracowanie wszystkiego wewnątrz, próba poradzenia sobie samemu, ale również wsparcie bliskich i oczywiście pomoc specjalisty. Podobał mi się końcowy wątek z listami, choć według mnie był trochę zbyt patetyczny, ale pewnie – może być sposobem na ogarnięcie tego, co w nas siedzi. Tak czy inaczej, Agnieszka Karecka pokazuje, jak ogromne piętno mogą odcisnąć wydarzenia z przeszłości na naszym życiu.
Podsumowując, mimo, że nie wszystko poruszyło mnie w książce, to czułam się komfortowo i dobrze, czytając ją. Nie mam nic do zarzucenia autorce w kwestii poprowadzenia wątków problemowych, mimo mojego dystansu względem Tytusa. Ogólnie polecanko, jest dobrze.
Jeśli lubicie książki, które w płynny sposób przedstawiają poruszające historie, sięgnijcie po „Żyć jest lepiej”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł.