Will wychował się w sierocińcu na zamku barona Aralda. Razem z Horacem, Georgem, Jenny i Alyssą mają wybrać swoje powołanie. Wszyscy oprócz Willa wiedzą jakiego fachu chcą się uczyć i, że mistrzowie ich przyjmą. Chłopiec pragną dostać się do Szkoły Rycerskiej, ale niestety został odrzucony przez swój niski wzrost i mierną posturę. Poczuł przy tym, że zawiódł swojego ojca, którego w prawdzie nie znał, ale wiedział, że był wielkim wojownikiem. Willem jednak zainteresował się Halt- tajemniczy zwiadowca, który budził lęk pojawiając się ni stąd ni zowąd pod osłoną płaszcza, w każdym miejscu. Poddając go testowi uznał, że chłopiec ma zadatki na zwiadowcę. Tak też zaczyna się historia Willa. Opowieść o jego odwadze, przyjaźni i poświęceniu.
„To zdumiewające- pomyślał- jak rzadko ludzie spoglądają w górę.”
Już od dawna chciałam zapoznać się z serią Zwiadowcy, którą każdy tak bardzo chwali. Jednak, jak to pewnie u większość bywa, przeraziła mnie ilość tomów. Trzy…siedem…dziesięć i to jeszcze nie koniec! W końcu wzięłam się w garść i pomyślałam, że spróbuję. W bibliotece mój wzrok momentalnie padł na pierwszy tom serii. Zgarnęłam go, przeczytałam, a teraz dzielę się z Wami moimi wrażeniami.
To typowa, klasyczna fantastyka. I bardzo dobrze! Jest zamek, rycerze, zły charakter i dziwne stwory zabijające wszystko co stanie im na drodze. Jednak książka oprócz tych już dobrze nam znanych rzeczy z innych pozycji, ma coś innego co ją wyróżnia. Otóż zwiadowcy. To ludzie okryci płaszczem tajemnic, niezauważalni a jednocześnie często to ich decyzje zmieniają losy królestwa. Do grona właśnie takich ludzi trafił Will. Mogłabym się rozpisywać na jego temat na kilka stron, potrafiłabym rozmawiać o nim całymi godzinami. Jednak ograniczę się do kilku zdań. Zwykły chłopiec z sierocińca o nieznanej przeszłości. Brzmi miernie, ale gdyby Will był inny na książka nie byłaby już taka dobra. Chłopiec z honorem, waleczny, odważny. Tak rozpaczliwie nie chciał zawieść swojego ojca, choć wiedział o nim tylko tyle, że był wielkim wojownikiem. Mimo danej mu szansy, pozostał wierny swojemu mistrzowi. Skoro mowa o mistrzu, to czas na Halta. Ten bohater szczególnie zyskał moją sympatię. Surowa postać o nieprzeniknionej twarzy, na której nigdy (a raczej prawie nigdy) nie gości uśmiech. Ktoś by pomyślał, że gbur, ale jak przeczyta się książkę do końca, zaczyna się go doceniać.
„-Nigdy nie oceniaj wartości człowieka według jego pozycji.”
W Ruinach Gorlanu nie dzieje się tyle ile się spodziewałam. Podczas ponad trzystu stron w innych książkach bohaterowie już dawno zdążyliby na przykład zakochać się w sobie, kilka miesięcy rozterek sercowych, jeden stałby się zły, a drugi siłą miłości go uratował, potem ślub i żyli długo i szczęśliwie. Lecz w tej książce jak dla mnie prawidłowa akcja dzieje się dopiero grubo po połowie. Tutaj też zaczyna się przygoda, wędrówka, widzimy oczami wyobraźni tajemnicze stwory- kalkary i ich kryjówkę.
Autor nie męczy rozwlekłymi opisami. Każdy może wyobrazić sobie to co autor chce, żebyśmy widzieli, a reszta zależy tylko od nas. Książkę czyta się naprawdę szybko. Na początku miałam też wrażenie, że jest pisana jak dla dzieci, takim pobłażliwym style ojca, który próbuje wytłumaczyć coś nierozumnemu dziecku. Na szczęście szybko o tym zapomniałam.
"Bywa tak, że chcemy dwóch różnych rzeczy naraz. A wtedy musimy zdecydować, czego pragniemy bardziej."