Ta książka trafiła w moje ręce już ładne lata temu, a mimo to wciąż co jakiś czas do niej wracam. Przypomina mi coś, o czym chce pamiętać, mimo że jest przygnębiająca, za każdym razem staje się pewną odskocznią od codziennych spraw. Jest też dla mnie niesamowitym przeżyciem, które pozwala spojrzeć na ludzi z zupełnie innej perspektywy, czyli choroby.
Czytając "Znikasz" Christiana Jungersena ciężko mi uwierzyć, że naprawdę tę powieść napisał mężczyzna. Oczywiście nikogo nie dyskryminując, ale słowa i w pewnym sensie ciepło i przeżycia, które autor przekazał na papierze, wskazują na niezwykłą delikatność i kruchość istnienia. Nie przedłużając — Czy o tym, kim jesteśmy, decydują jedynie procesy neurobiologiczne zachodzące w mózgu?
Tematyka powieści może niektórych przerazić lub wręcz odstraszyć. Mąż naszej głównej bohaterki jest dyrektorem dobrze prosperującej szkoły. Na ogół nie ma czasu dla rodziny, nad czym strasznie ubolewają. Pewnego pięknego popołudnia wyjeżdżają na wakacje, gdzie dochodzi do wypadku, który całkowicie zmienia ich dotychczasowe życie. Po tym zdarzeniu na jaw wychodzą również kolejne fakty z życia Frederika, które niekoniecznie mogą pozytywnie wpłynąć na jego relacje rodzinne jak i służbowe.
Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie powiedzieć, co takiego urzekło mnie w tej powieści do tego stopnia, że aż tak ciężko jest mi się od niej oderwać. Bardzo ciekawią mnie fakty dotyczące tajemnicy, jaką jest dla nas nasz własny mózg. Okazuje się, że niektórzy nieświadomie żyją z pewnego rodzaju defektem i tylko osoby mające styczność z tą wiedzą są w stanie to zauważyć — chociaż nie zawsze. Jungersen ujął mnie bardzo rozważaniami na temat tego jak ludzka tragedia może zmienić czyjeś życie oraz przede wszystkim kim może się stać człowiek pozostający w zupełnej nieświadomości swoich czynów. Zachowanie Frederika zmienia się nie do poznania tak naprawdę pod wpływem chwili, ale czy faktycznie tak było? Czy może zmiany w jego mózgu zachodziły już wcześniej, lecz nikt nie był w stanie tego zauważyć?
Mimo tego, że rozumiem, jak im wszystkim mogło być ciężko, rozumiem również, w jakim stopniu bohaterowie tej powieści mogą stać się irytujący. Szczególnie Mia. Czytałam wiele opinii, które pozwalały na negatywne spojrzenie na tę historię, ale wydaje mi się, że w tym wypadku wszystko zależy od punktu widzenia. Ja chciałam tę historię po prostu poznać, nie oczekując konkretnych zachowań ze strony bohaterów. Skupiłam się głównie na tajemnicy, jaką stał się dla mnie mózg, na fragmentach artykułów zawartych w książce czy też zachowaniu bohaterów, tych bardziej lub mniej racjonalnych, ale starałam się to wszystko zrozumieć. Mimo że jestem pewna, że wiele osób postąpiłoby zupełnie inaczej niż Mia, uważam, że w tej sytuacji wszystko ją zmuszało do tego, żeby podjąć takie, a nie inne kroki. Osobiście uważam, że to nie choroba Frederika wszystko spowodowała — ona była tylko pewną iskrą zapalną, która spowodowała zmiany, które nasza główna bohaterka chciała już wcześniej wprowadzić w swoim życiu. Miałam trochę żal, że ta powieść kończy się w sposób, jaki się kończy, ale mimo to dalej kocham tę historię. Nie mogę nazwać jej arcydziełem, ale mimo to ją kocham, ponieważ ma w sobie to coś.