"Zmierzch", czyli książka, która spowodowała sporą rewolucję w życiu wielu nastolatek. W jednej chwili wszystkie zaczęły się interesować wampirami, a autorzy książek też nie pozostali dłużni, chcąc sprostać wymaganiom statystycznej nastolatki, zaczęli wykorzystywać motyw wampira, wilkołaka w swoich powieściach. Tego typu książki namnożyły się jak grzyby po deszczu i nadal można zaobserwować to zjawisko. A wszystko za sprawą jednej pozycji. Czy naprawdę zasługuje ona na aż takie zainteresowanie?
Siedemnastoletnia Bella Swan przenosi się do deszczowego Forks ze słonecznego Phoenix w stanie Arizona. Od teraz będzie mieszkać ze swoim ojcem, który rozwiódł się z jej matką, gdy była jeszcze małym dzieckiem. Dziewczyna rozpoczyna naukę w tutejszej szkole. Z początku nie potrafi przyzwyczaić się do nowego środowiska, jednak po pewnym czasie zdobywa nowych przyjaciół. Poznaje tajemniczego chłopaka, Edwarda i od razu się w nim zadłuża. Nie wie jednak, że nieziemsko przystojny chłopak jest wampirem.
Historia jest przedstawiona z perspektywy Belli, która dzieli się z nami swoimi uczuciami i przemyśleniami. Czytając, miałam dosyć często wrażenie, że za wszelką cenę chce udowodnić, iż jest naprawdę błyskotliwą istotą, wtrącając w swoje monologi górnolotne komentarze. Szkoda, że w obecności znajomych nie świeci taką bystrością umysłu, wtedy może uwierzyłabym w tę bajeczkę. Bella jest nijaką bohaterką, z którą pewnie nie miałabym o czym porozmawiać, gdyby było możliwe nasze spotkanie. Jeśli chodzi o Edwarda - zdecydowanie ciekawsza postać niż panna Swan, chociaż według mnie za idealna i po prostu nierealna. Język powieści wypada naprawdę marnie, niewymagający, dzięki czemu szybko się czyta, za to dialogi są płytkie i głupie, mogłoby ich nawet nie być.
Fabuła - zbyt przewidywalna i prosta jak dla mnie, kolejne kiepskie romansidło, które raczej nic nowego nie wnosi do literatury. Szara myszka i boski amant. Czy przypadkiem tego już nie było? Ona niezdarna, nieśmiała, on doskonały, przystojny, inteligentny. Właśnie w takich chwilach odzywa się we mnie natura feministki. Dlaczego to zawsze dziewczyna musi być tą słabszą, gorszą, a chłopak ósmym cudem świata? Chyba domyślam się odpowiedzi. Po prostu ten schemat dobrze się sprzedaje, łatwo można go wcisnąć masie. Bo która dziewczyna nie marzy o takim chłopaku jak Edward, inteligentnym, odważnym, trochę aroganckim, no i oczywiście przypominającym wyglądem boga greckiego? Przecież najlepiej jest wmawiać: siedź cichutko w kącie, Twój książę już siodła konia, by po Ciebie przyjechać. A w życiu tak nie jest, więc oszukiwanie niektórych naiwnych nastolatek, które zaczytują się w tego typu książkach, jest po prostu podłe.
Jedynie klimat powieści udało się wykreować pani Meyer. Deszczowa, ponura sceneria napawała mnie przygnębieniem, a chyba właśnie o to chodziło, by czytelnikowi udzielił się nastrój tajemniczości. Ale nawet to nie zmieniło mojego ogólnego wrażenia o tej pozycji.
"Nie ma krwi, nie ma żalu."
"Zmierzch" to powieść o nierealnej miłości, niewnosząca do życia nic wartościowego, tzw. jednorazowa przygoda. Nie zachwyca niczym, bawi swoją prostotą i naiwną koncepcją. Raczej nikomu jej nie polecę, naprawdę nie warto tracić czasu na taki chłam, jest przecież wiele ciekawszych i lepszych książek, które zasługują na uwagę.