,, Zastrzelić, zadźgać i otruć czyli historia morderstwa" nie jest grubą pozycją. Wraz z literaturą uzupełniającą, indeksem osobowym i spisem ilustracji ma ona 224 strony. To, co przemawia na korzyść omawianej pozycji to ciekawa szata graficzna. Wydrukowana na papierze kredowym, wzbogacona o liczne ilustracje w pierwszej chwili robi bardzo dobre wrażenie – do momentu, gdy przyjrzymy się treści.
,,Historia morderstwa” składa się z 7 rozdziałów. W każdym z nich w skrócie przedstawiona została historia osób, które stały się (lub miały stać się) ofiarami morderstw. Każda z części napisana została w sposób chronologiczny – opisane zostały w niej zbrodnie od tych, które wydarzyły się najwcześniej, do tych, mających miejsce w czasach późniejszych. Autor nie zawsze jest jednak konsekwentny – ma to miejsce np. w rozdziale siódmym – najpierw zaprezentowane zostały planowane ataki na Adolfa Hitlera (mające miejsce w latach 30 i 40 XX wieku), następnie zamach na Lenina, mający miejsce w roku 1918.
W czasie lektury wielokrotnie zastanawiałam się do kogo ta książka jest właściwe adresowana. Jeśli sięgnie po nią ktoś niezaznajomiony z historią, może mieć problem ze zrozumieniem niektórych kwestii. Wiele z tematów historycznych omówionych zostało pobieżnie. Może nie dla każdego mają one znaczenie, jednak ja zwracam uwagę na takie kwestie. Jeśli ktoś zna natomiast historię, prawdopodobnie słyszał o najgłośniejszych zabójstwach i zamachach – w takim przypadku książka ta nie pokazuje niczego odkrywczego.
Kolejną kwestią, która bardzo utrudniała lekturę jest niekonsekwencja autora. Tylko w przypadku niektórych osób podaje on krótkie życiorysy – zarówno, jeśli chodzi o ofiary, jak i sprawców zamachów. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby o każdym z bohaterów napisano kilka zdań.
Książka nie spodobała mi się także na płaszczyźnie językowej. Styl wypowiedzi jest niedbały, często chaotyczny z wieloma zwrotami potocznymi i licznymi powtórzeniami. Zdaję sobie sprawę, że to pozycja popularnonaukowa, więc nie obowiązuje jej wyszukany język, ale wprowadzenie drobnej korekty mogłoby wpłynąć pozytywnie na jej odbiór. Nie wiem niestety czy za taki stan rzeczy odpowiada autor, czy tłumacz – nie czytałam książki w oryginale, w związku z tym nie mam odniesienia.
O ile wszystkie wymienione przeze mnie minusy są w pewnym stopniu do zaakceptowania, nie mogą pominąć kwestii błędów merytorycznych. Jeden z nich szczególnie przykuł moją uwagę i przelał czarę goryczy. Na stronach 55-60 opisany został zamach na Franciszka Ferdynanda Habsburga – następcy tronu Austro-Węgier, którego śmierć stała się przyczyną wybuchu I wojny światowej. Na stronie 61 czytelnik może znaleźć informacje na temat pierwszego sfilmowanego ataku na władcę – mowa o Aleksandrze I, królu Jugosławii. Na stronie 153 pojawiła się następująca informacja: ,,Zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda był pierwszym, który został sfilmowany”, co jest sprzeczne z informacją zamieszczoną na stronie 61. Przysłowiowym gwoździem do trumny jest natomiast zdanie zamieszczone na stronie 155 - ,,Nikt nie uwiecznił momentu, kiedy Gavrilo Princip strzelał do arcyksięcia Franciszka Ferdynanda”. Granice absurdu zostały w tym momencie przekroczone. Nie wiem niestety, kogo należy za to obwiniać.
Recenzja ukazała się pierwotnie na blogu -
https://opisujeksiazki.blogspot.com/2019/12/jonathan-j-moore-zastrzelic-zadzgac-i.html