„Dobry przywódca sprowadza swych ludzi z powrotem do domu, żywych. Nigdy nie byłem dobrym przywódcą”
„Drugi Legion” to drugi (kto by się spodziewał) tom Tajemnic Askiru autorstwa Richarda Schwartza.
Tym razem autor z zasypanej śniegiem, mroźnej, zimowej gospody, zabiera nas na przechadzkę po pustyni, diametralnie zmieniając scenerię powieści. Z osób z gospody (ważnej w tomie 1) formuje się ekipa, dość nietypowa, chociaż całkiem zgrana. Nasz główny bohater – Havald – przewodzi drużynie.
Już w początkowej części książki spotkałam się z czymś, co mi nie odpowiadało. W dialogu (swoją drogą niezbyt naturalnym) został zarysowany fragment świata przedstawionego. Główny bohater opowiadał innemu mężczyźnie rzeczy, które ten najprawdopodobniej już wiedział, dodatkowo wypowiedzi te były zdecydowanie zbyt długie. Za to wypowiedzi Armina de Basry i ludzi z Besarajnu były wręcz cudownie skomplikowane, a ich treść zawoalowana w ciekawy sposób.
„Elf, człowiek, krasnolud czy nawet ork, wszyscy jesteśmy do siebie podobni”
Autor ustami Havalda przekazuje nam to, jak niewiele, wbrew pozorom, poszczególne rasy różnią się od siebie. Zwraca on uwagę także na to, że każdy nadaje się/został stworzony do czegoś innego. W tym momencie MUSZĘ przywołać postać Zokory. Jako, że należy do mrocznych elfów jej zachowanie jest bardzo specyficzne, różne od ludzkiego sposobu bycia. Stopniowo jednak kobieta staje się coraz bardziej „ludzka”, uczy się czym jest przyjaźń i poczucie humoru, co jest chyba w tym przypadku najlepszym elementem. Naprawdę, niektóre jej teksty są wspaniałe i niejedna osoba się przy nich zaśmieje, chociaż czasem zahaczają o czarny humor.
Ciekawym zabiegiem było odkrywanie przez fantastyczne postaci innych fantastyczno-mityczno-legendarnych stworzeń. W interesujący sposób rozszerzało to przedstawiony świat.
W powieści znajduje się kilka obrzydliwych opisów, nie dla osób wrażliwych. Szczególną uwagę w tym aspekcie zwraca bardzo ciekawy sposób na zabijanie pająków. Znajduje się także kilka wspomnień o gwałtach, bez wnikliwych opisów, jednak warto o nich wspomnieć, aby ostrzec osoby wrażliwe na taką tematykę.
Trafnie zostaje w pewnym momencie zauważone, że ballady (ale moim zdaniem tyczy się to wielu innych sposobów przekazywania historii) opowiadające o wielkich czynach pomijają często zwyczajne, ludzkie trudności. Przy czym wręcz heroizują i wychwalają bohaterów, często koloryzując.
Niejednokrotnie irytowały mnie myśli Havalda na temat otaczających go kobiet. Jest w swego rodzaju związku z Leandrą, jednak nadmiernie zwraca uwagę na atuty pozostałych kobiet z drużyny, komentując je w swojej głowie. Rozumiem, że zwraca uwagę na pewne rzeczy, jednak, gdy spędzają z sobą praktycznie cały czas jest i widzą się w naprawdę różnych sytuacjach, takie zachowanie dziwi. Równie irytującym było ciągłe podkreślanie słów: „Natalyia o niezaprzeczalnie kobiecej sylwetce” w różnych wariantach. Naprawdę, załapałam za pierwszym razem.
Kolejnym mankamentem powieści był pewien przypadek, który sprawił, że jedna z postaci przeżyła, chociaż była już na skraju śmierci. Havald zupełnym PRZYPADKIEM nosił ze sobą absolutnie wszędzie przez wiele lat butelkę wina, która nie dość, że przez ten czas PRZYPADKIEM się nie zbiła, ani nie zgubiła (a z różnymi trudnościami się spotykał), to nikt PRZYPADKIEM nie wpadł na pomysł, aby ją wypić. Tak więc PRZYPADKIEM jedna z postaci została uleczona. Taki niewielki zbieg okoliczności…
W książce pojawiła się także sytuacja, której bardzo nie lubię. Mianowicie, w niewielkiej drużynie, są aż trzy pary (romantyczne) oraz jedna singielka. Nie lubię, gdy prawie wszyscy ważniejsi bohaterowie są wręcz „na siłę” uszczęśliwiani jakimś związkiem, szczególnie jeśli nie ma to większego wpływu na fabułę.
Jest to powieść ciekawa, wciągająca, lecz posiada pewne niedoskonałości. Stanowi dobrą, niebyt wymagającą rozrywkę. Pierwszy tom podobał mi się o wiele bardziej.
tłum. Agnieszka Hofmann