„Złodziej” zauroczył mnie z miejsca, gdy tylko zobaczyłam go na stronie wydawnictwa Ars Machina. Przyciągająca wzrok okładka i do tego bardzo ciekawy opis książki sprawił, że wiedziałam, iż na pewno tę książkę przeczytam, szczególnie, że jej głównym bohaterem jest złodziej, a ten motyw w książkach uwielbiam ostatnio coraz bardziej. Spodziewałam się fantastycznej przygody z powieścią pani Turner i zawiodłam się tylko minimalnie, bo w gruncie rzeczy lektura ta okazała się bardzo przyjemną i odprężającą przygodą, na co najbardziej liczyłam.
Głównym bohaterem tej lektury jest dumny złodziej Gen, którego niewyparzony język wpędza w nie lada kłopoty. Przechwałki o kradzieży królewskiej pieczęci wtrącają go do więzienia, z którego – mogłoby się wydawać – nic nie jest w stanie go wyciągnąć. Jednak gdy Mag, królewski doradca, potrzebuje Gena do kradzieży niezwykle cennego skarbu ukrytego w sąsiednim królestwie, ten nie zawaha się odmówić. Tym bardziej, że sam ma co do niego pewne plany.
„Złodziej” jest bardzo ciekawą lekturą, ma jednak jedną wadę. W pewnym momencie pojawia się schematyczność, która trwa przez większą część tej książki. Co prawda nie jest trudno się przez nią przebić, aczkolwiek czyta się ten fragment ze znużeniem, bez większej ekscytacji. Liczyłam na to, że moment wędrówki bohaterów do wybranego celu będzie pełen wrażeń i ciekawej akcji, czego niestety nie otrzymałam. To właśnie dlatego przez stosunkowo długi czas jedynie czekałam, aż akcja książki się trochę rozkręci i autorka podaruje mi bardziej ekscytujące wydarzenia lub chociażby fragmenty, w których działoby się cokolwiek ciekawego. Gdy ten moment nastąpił, dalszą część książki przeczytałam bardzo szybko i z prawdziwą przyjemnością.
Autorka umiejscowiła wydarzenia swojej powieści w świecie starożytnym, co – muszę przyznać – wzmaga apetyt na kontynuowanie przygody z tą książką. Nie jest to jednak idealna kalka antycznej Grecji, a jedynie coś odrobinę podobnego, choć tak naprawdę autorka w tym przypadku niczym nowym nie zaskakuje. Jest to świat, jaki można spotkać w wielu innych fantastycznych książkach, jednak nie ukrywam, że poznawanie go sprawiało mi dużo radości. Dodatkowo Turner poświęciła w tej książce trochę miejsca na poznanie bardzo interesującej mitologii jej świata, co jest ciekawym urozmaiceniem.
Nie wszystkich bohaterów jest dane poznać w tym samym tempie, a niektórych wręcz w ogóle. Plusem jest to, że główny bohater tej książki to nie szlachetna postać, która zawsze kroczy ścieżką dobra i podejmuje takie decyzje, aby ratować innych kosztem samego siebie. Gen to indywidualista, jednak przedstawiony w takiej perspektywie, że nie sposób go nie polubić i nie wspierać jego działań. O pozostałych postaciach dowiedzieć się można niestety niewiele, a szkoda, bo według mnie są oni zdecydowanie godni uwagi.
Megan Whalen Turner stworzyła bardzo dobre młodzieżowe fantasy, które myślę, że zainteresuje wielu fanów tego gatunku. Choć przez większą część tej książki przewija się schematyczność, to jej końcówka zdecydowanie nadrabia ten ubytek i otrzymuje się coś, dzięki czemu apetyt na drugą część tej serii niezwykle wzrasta. Mnie przygody Gena spodobały się na tyle, żeby z przyjemnością zajrzeć do kolejnych tomów i jestem pewna, że i one przypadną mi do gustu.