Tym razem w tematyce kryminalnej dałam dojść do głosu parze stanowiącej zgrany tandem zarówno w życiu, jak i w pracy zawodowej. Jeanette Øbro Gerlow i Ole Tornbjerg, bo o nich mowa, to małżeństwo, które postanowiło się zająć pisarstwem. "Krzyk pod wodą" to ich pierwsza wspólnie napisana książka, inicjująca serię kryminałów, której bohaterką jest Katrine Wraa.
Katrine jest świetnie wykształconym policyjnym psychologiem, zajmującym się profilowaniem seryjnych zabójców oraz ich ofiar. Specjalizuje się również w kognitywnej technice przesłuchań, a także jest gorącym zwolennikiem profilowania geograficznego. Kiedy dostaje propozycję pracy w kopenhaskiej policji, postanawia przeprowadzić się z Anglii do Danii. Decyzja jest o tyle łatwiejsza, gdyż Katrine jest pół Angielką, pół Dunką, więc przeprowadzka to tak naprawdę powrót do kraju, w którym się urodziła i dorastała. Sprowadzona przez szefa Wydziału Zabójstw kopenhaskiej policji, miała w pierwotnym założeniu zasilić szeregi jednostki Task Force, walczącej z przestępczością zorganizowaną. Jednak wcześniej dochodzi do brutalnego morderstwa. Szanowany i cieszący się dobrą opinią lekarz położnik, Mads Winter, zostaje ugodzony nożem w ogrodzie przed własnym domem. Ilość zadanych ran wskazuje na zbrodnię w afekcie. Katrine i jej policyjny partner, Jens Høgh, próbują rozwiązać zagadkę śmierci lekarza. A mają niełatwy orzech do zgryzienia, gdyż ofiara miała nieskazitelną reputację przykładnego męża i dobrego ojca trzyletnich bliźniaków, i wydaje się, że nikt nie jest w stanie wymienić choćby jednej jego wady. Jedynym motywem mogła być zemsta, gdyż śledztwo naprowadza policjantów na pewien ślad, a podejrzanym natychmiast staje się emigrant z Czeczenii. Czy to on jest mordercą?
"Krzyk pod wodą" idealnie realizuje schemat dobrego kryminału. Dobrego, ale nie rewelacyjnego. Jest morderstwo i ofiara, śledztwo, punkty zwrotne i wreszcie punkt kulminacyjny. Pomysł, by profilerka kryminalna stała się głównym bohaterem serii, uważam za bardzo udany. Autorzy książki nie szczędzą nam szczegółów dotyczących pracy w tym zawodzie. Ale... poza tym ten duński kryminał nie wyróżnia się niczym szczególnym wśród innych książek tego gatunku. Mało tego, niestety, dla niektórych może być zbyt przewidywalna. Myślę, że dla wielbicieli kryminałów, wykrycie sprawcy morderstwa nie będzie stanowić trudnego wyzwania. Ale przyznaję też, że nie przez cały czas wszystko było tak oczywiste, czasem dość mocno gubiłam się w domysłach.
Narracja poprowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony mamy opis skrupulatnego przebiegu śledztwa i wplecionymi w to wstawkami obyczajowymi, z drugiej narratorem jest nieznana kobieta, która opowiada o trudnym dzieciństwie, dorastaniu i... zbrodniach przez nią dokonywanych. Jest to na tyle intrygujące, że nie można oderwać się od lektury, chcąc jak najszybciej poznać tożsamość owej osoby. Akcja "Krzyku pod wodą" jest doskonale wkomponowana w tło mroźnej, surowej, skandynawskiej zimy. Sama lektura wywołuje niemal przeszywający dreszcz zimna.
Może dziwić trochę fakt, że książkę, która ma dwóch autorów, cechuje niezwykła spójność. Nie dopatrzyłam się żadnego fragmentu choćby sugerującego dwa różne style pisania. I tu duet Gerlow-Tornbjerg spisał się po mistrzowsku. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że fabuła poprowadzona jest tylko z kobiecego lub męskiego punktu widzenia.
Jest jeszcze coś, co od razu zwróciło moją uwagę, i nie tyle było to czymś przeszkadzającym w czytaniu, co z każdym kolejnym razem wywoływało uśmiech na twarzy. Otóż większość przewijających się w książce postaci, to urodziwe kobiety i przystojni mężczyźni :) Czyżby Kopenhaga miała być miejscem tylko dla pięknych ludzi? Może zbyt ironicznie do tego podchodzę, bo właściwie to tylko nic nieznaczący szczegół.
Podsumowując, "Krzyk pod wodą" to kryminał nie najwyższych lotów, ale też nie najniższych. Czy zajrzę do kolejnych części serii? Bardzo możliwe, choćby z ciekawości, jak rozwinie się dalsza kariera Katrine Wraa. A tymczasem polecę tę pozycję wszystkim fanom gatunku i nie tylko.