Każdy chyba ma w swojej prywatnej biblioteczce książki, które stoją i czekają by je przeczytać. Postanowiłem zmniejszyć liczbę takich pozycji u siebie a przy okazji przybliżyć sobie coś z gatunku fantasy. Wybór padł na "Zimę mej duszy", debiut Marcina Pągowskiego. Jakie były moje odczucia?
Książka składa się z 3 rozciągniętych w czasie opowieści o Hedaardzie, biegle władającym mieczem najemniku oraz krótkiego Appendix, dodatku obejmującego wyciągi z różnych ksiąg ze świata powieści. Heedard będzie musiał zmierzyć się z trudami zdrady i specyficznej miłości, stanie również w szranki z zarówno cielesnymi jak i fantastycznymi wrogami.
Tytułowe opowiadanie osadzone jest w czasie święta Saamhayne i ma czytelnikowi do zaoferowania pełne intryg wątki miłosne, oraz wydarzenia wiążące się z nocą, podczas której duchy zmarłych zstępują na ziemię. Pojawiają się postacie fantastyczne, są nawet ogary piekieł i stojąca gdzieś z boku czarna magia. Dużo wątków przeplata się ze sobą, jednak żaden nie wybija się jakoś na przód. Bohaterowie z powodu mogących wałęsać się po okolicy duchów przez zdecydowaną większość opowiadania siedzą w knajpie. Tutaj również poznajemy dosyć ciekawą przeszłość głównego bohatera, jednak nie zmienia ona faktu, że resztę czyta się z niezbyt dużym zainteresowaniem.
Lepsze pod tym względem wydaje się ostatnie opowiadanie, Cena Ułudy. Śmierć poborcy podatkowego oraz inne, niejasne z początku przyczyny sprowadzają Hedaarda do małej położonej z dala od jakichkolwiek większych miast wioseczki. To to opowiadanie oferuje najwięcej akcji, tajemnic i zaskakujących niespodzianek. W okolicach wioski grasuje bowiem strzyga, mieszkańcy wioski widocznie coś ukrywają a do sąsiednich osad ludzie wręcz boją się chodzić.
Audovera, krótki i raczej średnio ciekawy przerywnik pomiędzy wspomnianymi już opowiadaniami od razu wypada z pamięci i trudno po jakimś czasie stwierdzić o czym był. Zakończenie powieści to zbiór różnych, nie mających z bohaterem czy resztą opowiadań nic wspólnego, artykułów, które w całości wydają się wręcz zbędne. Tylko jedna z czterech opowieści potrafi naprawdę przyciągnąć uwagę, resztę czyta się bez jakiegoś większego entuzjazmu czy napięcia, co smuci biorąc pod uwagę że momentami dzieje się sporo różnych rzeczy i mogło być o wiele bardziej ciekawie.
Bohaterowie w powieści odchodzą jakby na drugi plan. Trudno ich polubić czy nawet sobie wyobrazić. W postaci Hedaarda najciekawsza jest jego przeszłość, związana bezpośrednio ze Stwórcą. Nie żywi on do nikogo żadnych uczuć, jest zimny i nienaturalny. Bardzo dobrze natomiast posługuje się bronią. Jest tak świetny, że nie ma sobie równych i bez problemu sam radzi sobie z kilkoma przeciwnikami. Brzmi trochę nierealnie, czyż nie?
Język powieści jest barwny acz nieskomplikowany. Archaizmy nadają powieści klimatu lecz nie pojawiają się na szczęście co drugie słowo, wszystko jest dobrze usytuowane i ze zrozumieniem treści nie ma żadnych problemów. Nie przypominam sobie również bym zauważył jakieś błędy.
Nie wiem skąd wzięła się "Zima mej duszy" na półce z innymi książkami, wiem jednak, że nie oferuje ona niczego specjalnego. Część jej jest przyzwoita, część natomiast średnia i nudna. Jeśli chcecie spróbować sami to proszę jednak jeśli oczekujecie dobrego polskiego fantasy to możecie się zawieść.