„Drżenie” Maggie Stiefvater oczarowało mnie od samego początku piękną, ale jednocześnie tajemniczą okładką pełną zagadek i symboli, a także chwytającym za serce opisem o zimnie i o tym, co dzieje się wtedy z niektórymi ludźmi. Autorka pisała już wcześniej powieści dla dorosłych, teraz jednak wydała już drugą książkę wywodzącą się a nurtu literatury młodzieżowej. Zapewnienie z tyłu okładki, że spodoba się ona fanom „Zmierzchu” z jednej strony mnie uspokoiła, ale z drugiej strony miałam pewne obawy – te jednak rozwiały się po przeczytaniu pierwszej strony, pierwszego zdania, pierwszego słowa. I wtedy znalazłam się w Mercy Falls, miasta pełnego wilków. Utknęłam tam na dobre.
Grace w dzieciństwie zaatakowały wilki, a ona była zbyt słaba, by się bronić. Uratował ją wtedy pewien przedstawiciel tego gatunku, a jedynym, co zapamiętała z wyglądu swego wybawcy, były oczy o niesamowitej złotożółtej barwie. Od tamtego czasu minęło kilka lat, a dziewczyna prawie codziennie wyglądała przez okna albo siedziała na huśtawce zrobionej z opony, by przyglądać się „swojemu” wilkowi. Powoli przeradza się to w obsesje, jak komentują jej przyjaciółki. Czas mija, temperatura powoli zaczyna spadać. Wtedy też jeden z uczniów jej liceum zostaje zaatakowany przez zwierzęta. Kilka dni po zaginięciu Jacka myśliwi postanawiają zapolować na wilki, bojąc się o bezpieczeństwo rodzin i okolicznych dzieci. Takiego właśnie – postrzelonego, zakrwawionego i nagiego – poznaje Sama, który tej wiosny po raz ostatni przemienił się w człowieka.
Rozpoczyna się szaleńcza walka z czasem. Grace nie chce utracić „swojego” wilka, który ku jej zdziwieniu okazał się zwyczajnym mieszkańcem Mercy Falls. W Samie podczas przemiany nie zmienia się jedno – oczy. Po nich właśnie dziewczyna go poznaje i postanawia przenocować w swoim domu. Dni mijają, a oni coraz bardziej się do siebie zbliżają. Oboje nie chcą utracić siebie nawzajem, ale natury wilkołaka nie można oszukać. Z każdą upływającą chwilą razem są coraz bardziej zżyci, zakochują się w sobie; ale Sam wie, że nie można tak żyć w nieskończoność – w ciągłym ukrywaniu się w ciepłych pomieszczeniach. Grace zrobi wszystko, by go nie utracić. Czy jej się uda? Czy jednak Sam przemieni się po raz ostatni i do końca życia pozostanie wilkiem?
Wzruszająca. Niesamowita. Niespotykana. To jedne z wielu epitetów, jakimi można opisać „Drżenie”. Nie spotkałam jeszcze w żadnej książce motywu wilkołaków, którzy nie zmieniają się – tak jak w legendach – podczas pełni księżyca, tylko wtedy, gdy temperatura spada, a na zewnątrz robi się coraz zimniej. Autorka pokazała to we wspaniały sposób. Jako walkę o przetrwanie, walkę o to, by nie utracić resztek człowieczeństwa. Walkę z czymś, czego nie można pokonać – z mrozem. Sam pomysł wplecenia takich wilkołaków był świetny i oryginalny, jednak przede wszystkim zachwyciłam się wykonaniem. Maggie Stiefvater w taki sposób operowała słowami – i emocjami czytelnika – że czułam mróz, płatki śniegu albo słońce, słyszałam wycie wilków i szum liści. Cała książka była dla mnie jakby filmem – każda strona pełna była opisów uczuć i sytuacji – a ja widziałam to wszystko oczyma wyobraźni. Potrafiłam wyobrazić sobie wygląd poszczególnych wilków, las czy księgarnię, do której Sam zaprosił Grace.
Trochę zgrzytali mi co prawda rodzicie głównej bohaterki, którzy, po pierwsze: nie zauważali, że ich córka śpi w jednym łóżku z chłopakiem w swoim pokoju, po drugie: nie zwrócili uwagi na to, że nie było jej kilka nocy, że miała wypadek w lesie. Absolutnie nic. Grace mogła dla nich istnieć, ale nie obchodziła mamy-artystki i ojca pracoholika.
O okładce można wiele powiedzieć. Utrzymana jest w jasnej tonacji, z ciemniejszymi zarysami ośnieżonych koron leśnych drzew. Od razu można zauważyć wilka o złotych oczach i czerwoną parasolkę. Choć w treści nie ma ani słowa o żadnej parasolce, to sądzę, że jest jej kolor – czerwony – jest symbolem miłości pomiędzy Samem a Grace; ogólne rzecz biorą, parasolka przypominała mi trochę Czerwonego Kapturka w swojej pelerynie. W oddali stoi postać, jak mniemam główna bohaterka; wygląda to nieco sztucznie, ale nie psuje efektu. Okładka mnie wprost oczarowała.
Grace była inna od szablonowych nastolatek z książek „paranormal romance”. Praktyczna i silna, nie rumieniła się ciągle i nie spuszczała wzroku, ponadto nie peszyło ją to, że osiemnastoletni chłopak śpi z nią w jednym łóżku – chłopak, którego prawie nie znała. Nie była ofiarą losu, walczyła o „swojego” wilka do końca. Sam z kolei to kwintesencja słodkości i romantyzmu. Czytuje poezję (i ją rozumie), gra na gitarze i układa piosenki dla Grace. Rumienił się, kiedy dziewczyna miała się przebrać, w łóżku spał jak najdalej od niej. Mimo to był idealnie „wyważony”, że tak to ujmę. Nie mdliło mnie, kiedy o nim czytałam, ale wręcz zachwycałam się Samem. Był wspaniałą postacią literacką; taką, że chciałabym go spotkać.
Książkę zaczęłam czytać od razu, kiedy przyszła do mnie pocztą, i tego samego dnia ją skończyłam. Wciągnęła mnie niesamowicie. Tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy ta prawie pięćset stronicowa wspaniała powieść się skończyła. Jej się nie czyta – ją się wręcz pochłania.
Polecam wielu osobom, ale ostrzegam - „Drżenie” czytacie na własną odpowiedzialność. Nie ponoszę odpowiedzialności za nieposprzątane pokoje czy niewyprasowane ubrania. Fani wilków, romansów, literatury młodzieżowej albo tego wszystkiego jednocześnie będą z pewnością usatysfakcjonowani.