Nie dziwię się, że książka stała się bestsellerem, gdyż rzadko można przeczytać książki o Aborygenach, wiecznych nomadach. Chatwin był ciekawą postacią, która prowadził bardzo barwne życie. Dość przypadkowo pojechał do Sudanu i tam po raz pierwszy zetkną się z plemionami koczowniczymi i temat nomadów go zafascynował. Przedstawił nawet projekt książki o nomadach, ale nikt nie był nikt zainteresowany jej wydaniem. Zaczął podróżować, jako dziennikarz przeprowadzać wywiady ze znanymi ludźmi, a także pisać książki z tych podróży. Pod wpływem twórczości Teda Strehlowa, autora Pieśni Australii Środkowej zainteresował się Aborygenami i wyruszył w podróż do Australii. Książka powstała, jako pewnego rodzaju relacja z tej podróży, gdyż autor stwierdził, że jest ona fikcją literacką.
Książkę można podzielić na dwie odrębne części. Pierwsza część jest zbeletryzowanym reportażem z podróży odbytej przez alter ego autora, Bruce'a. Bruce towarzyszy Arkademu w jego podróży po Australii. Arkady był wyznaczony przez spółkę kolejową do kontaktów z Aborygenami w czasie wyznaczania trasy kolejowej. W tej drodze towarzyszą im Aborygeni, którzy odwiedzają swoje terytoria. Dzięki Arkademu, ale też ludziom zaangażowanym w „Ruch na rzecz praw do ziemi”, poznaje Aborygenów i może przeprowadzić z nimi rozmowy i w pewien sposób uczestniczyć w ich życiu. Zafascynowała mnie mitologia Aborygenów ich przywiązanie do Ziemi, która daje człowiekowi życie, jedzenie, język. Z ich mitologią związane są dla nich święte miejsca, które pragną zachować. Człowiek zrodził się z ziemi, a po śmierci wraca do niej, dlatego jest święta i nie wolno jej niszczyć. Fenomenem są pieśni, które z jednej strony przekazują z pokolenia na pokolenie tradycje i legendy, a z drugiej strony jest to system umożliwiający komunikacje i przemieszczanie się Aborygenów. Pieśni są drogami, a drogi są pieśniami, które przemierzają i wyśpiewują rdzenni Australijczycy, pomimo różnic językowych potrafią się porozumieć. Filozofia życia Aborygenów jest często nie do pojęcia dla białego człowieka. Oczywiście nie ominął trudnego tematu niszczenia tej kultury przez białego człowieka. Niestety w połowie książki ta opowieść się urywa.
Druga część książki jest dość chaotyczna, składa się z luźnych zapisków, mnóstwa cytatów i wypisów z lektur głównie powiązane z wędrowaniem. Opisuje swoje spotkania z innymi plemionami wędrownymi z Afryki i nie tylko. Obszernie relacjonuje swoje spotkania i rozmowy z Konradem Lorenzem, z którym się nie zgadzał, co do początków życia człowieka na ziemi. Całość jednak jest dość nużąca.
Zastanawiałam się, dlaczego po pierwszej części napisanej ciekawie, z humorem, nagle zaczyna się wykład o początkach ludzkości. Przeczytałam, że będąc w Australii, miał problemy ze zdrowiem i tam po raz pierwszy przeczytał o AIDS, znanym wówczas, jako plaga gejów. Przeraziło go to i może bał się, że to będzie jego ostatnia książka. Może dlatego część dotyczącą Aborygenów skończył, a w drugiej części umieścił swoje przemyślenia i teorie na temat rozwoju ludzi na ziemi, że nie jesteśmy ludem osiadłym, ale wędrownym. Książka jest nierówna, ale warta poznania.