Każdy ma jakieś marzenia. Niektóre z nich nie są bardzo wymyślne inne wręcz przeciwnie. Jedni marzą o nowym rowerze inni śnią o Jaguarze co rozwija zawrotną prędkość na autostradzie. Są tacy, którzy chcieliby pojechać do Zakopanego na narty, a inni pragną znacznie więcej adrenaliny i... postanawiają wyruszyć w podróż dookoła świata. Nie byłoby może w tym marzeniu nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podróż tę, ów marzyciel postanawia odbyć zupełnie sam i nie drogą lądową, lecz morską.
Wiecie, że lubię tego typu literaturę. Podziwiam ludzi z pasją i zawsze bardzo im kibicuje. Uważam, że to wspaniałe mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Choćby nawet wszyscy dookoła myśleli, że to nierealne. I choć dotąd nigdy nie pociągał mnie temat żeglarstwa tym razem postanowiłam sięgnąć po książkę, której bohater kocha wodę i uwielbia wyzwania. A czyn jakiego dokonał zapiera dech w piersiach. Ja nigdy nie podjęłabym się takiej wyprawy, nawet gdybym sztukę sterowania łodzią opanowała do perfekcji. Wiem, że zabrakłoby mi silnej woli i samodyscypliny. I co najważniejsze - z pewnością nie miałabym na tyle odwagi, by wyruszyć w taką podóż.
Tym bardziej z ogromnym zainteresowaniem rozpoczęłam tę lekturę. Jest to bowiem historia, która wydarzyła się naprawdę. Pamiętnik człowieka, który postanowił dołączyć do grona bardzo niewielkiej liczby osób opływając kulę ziemską dookoła. A dokonał tego za sterami jachtu, który bardziej nadawałby się do rekreacyjnych podróży po jeziorach na Mazurach, niż do pokonywania mórz i oceanów stawiając czoła ogromnym sztormom i huraganom. A jednak... To właśnie taki sprzęt towarzyszył Tomaszowi Cichockiemu podczas 312 dni podróży. I choć niejednokrotnie wydawałoby się, że ta wyprawa zakończy się fiaskiem - pokonał lęk, ból, własne słabości i przede wszystkim ten niezwykły żywioł. Zwyciężył, a jego sukces jest naprawdę godny podziwu.
W zasadzie nie jestem w stanie dokładnie opisać wam treści ów książki. Nawet nie starałam się zapamiętywać tych wszystkich żeglarskich nazw, ani też nie śledziłam dokładnie całej trasy tego człowieka. A mimo to, z tej książki dowiedziałam się o żeglarstwie więcej niż z jakiekolwiek innej. A poza tym, nie potrzebowałam wiedzieć tego wszystkiego, gdyż niezwykle barwne i jednocześnie szczegółowe opisy autora rekompensowały mi mój brak wiedzy na ten temat i co więcej, wzbudzały tak ogromne zainteresowanie, że czasem miałam wrażenie, jakbym sama osobiście była w tę wyprawę zaangażowana.
Wraz z żeglarzem Polskiej Miedzi przeżywałam wszystkie wzloty i upadki podróży. Doskonale wiedziałam, że wszystko skończy się dobrze, a mimo to ręce mi się pociły podczas wielkich sztormów, a włos jeżył na głowie, gdy cały sprzęt został zalany i niestety przestał działać. Kibicowałam bohaterowi tej książki w każdym momencie jego wyprawy, a gdy jacht dotarł do celu, łezka zakręciła mi się w oku.
Ta książka jest niezwykle wciągająca. Możecie mi wierzyć lub nie, ale przeczytałam ją w ekspresowym tempie i żałowałam, że tak szybko się skończyła. Autor tej lektury ma dar do bardzo obrazowego opisywania nie tylko wydarzeń ze swojej wyprawy, ale także swoich uczuć i przeżyć. A poza tym szereg zapierających dech w piersiach przygód tego odważnego żeglarza nie pozostawiają wątpliwości, że ta wyprawa była wspaniałą i wyjątkowo niebezpieczną podróżą. Nie trzeba kochać tego typu literatury by podczas czytania zapomnieć o Bożym świecie. Nie trzeba znać się na żeglarstwie, by z zapartym tchem śledzić wyczyny Tomasza Cichockiego podczas jego podroży dookoła świata. Jestem pełna podziwu jego odwagi i siły woli. To coś niesamowitego.
Naprawdę gorąco Wam tę lekturę polecam. Jestem pewna, że nie będziecie żałować.