Niezidentyfikowana grupa terrorystów grozi spowodowaniem trzęsienia ziemi. Gubernator Kalifornii i policja postanawiają zignorować ostrzeżenie. Czy warto przejmować się tak absurdalnie brzmiącą groźbą? Młoda agentka – Judy Maddox uważa, że tak. Postanawia na przekór szefostwu, podjąć śledztwo. Po rozmowie z wybitnym sejsmologiem, Michaelem Quercusem jest całkowicie świadoma zagrożenia, które może sprowadzić „Młot Edenu”. Główna bohaterka nie ma zbyt wiele czasu, zaledwie czterdzieści osiem godzin, aby nie dopuścić do tragedii, która obróci gigantyczne wielomilionowe San Francisco w ruinę…
Ken Follet to obok Fredericka Forsytha najpopularniejszy i najczęściej filmowany brytyjski autor powieści sensacyjnych. Światową sławę przyniosła mu IGŁA, zekranizowana z Donaldem Sutherlandem w tytułowej roli niemieckiego szpiega. Do niedawna w jego twórczości dominowały thillery, na ogół odwołujące się do wydarzeń z okresu II wojny światowej. Obecnie pokaźną część dorobku literackiego pisarza tworzą powieści historyczno – przygodowe.
Dość długo odwlekałam przeczytanie książki, co wynikało po prostu z braku czasu. Na szczęście ostatnio miałam „swój” dzień, podczas którego miałam ochotę tylko na czytanie i jeszcze raz czytanie, tak więc można stwierdzić, że „Młot Edenu” wprost połknęłam. Jestem wielką fanką gatunku literackiego jakim jest fantastyka, ale thrillery stoją od razu za nią. Dreszczyk emocji, witam z większą radością niż gęsią skórkę przy horrorach, ale zawsze na coś przychodzi czas, prawda? Teraz, będąc już po lekturze książki muszę z wielkim entuzjazmem stwierdzić, że może nie tyle co powieść, a styl pisarza bardzo mi się spodobał.
Pan Follett pisze lekko i zgrabnie. Przystępny styl powoduje, że nie wiadomo kiedy, książka zaczyna się kończyć. Autor z wielką łatwością łączy wątek sensacyjny z nieodłącznym miłosnym, w taki sposób, że nie sposób dopatrzeć się jakichkolwiek zgrzytów. Bohaterowie wywoływali we mnie bardzo często sympatię oraz współczucie. Były to postacie, z którymi bardzo szybko można się zacząć utożsamiać. Narracja jest trzecioosobowa, jednakże przebieg wydarzeń możemy śledzić dwutorowo. Pan Ken posłużył się tutaj agentką specjalną, Judy Maddox, która prowadzi sprawę groźby grupy przestępczej oraz Prista, mężczyzny, który jest w pewnym sensie przywódcą całego zamieszania.
Taka sytuacja wywołała we mnie na początku rozczarowanie. Zdecydowanie preferuję książki, w których „zły charakter” nie jest aż tak bardzo znany. Uwielbiam wątek, w którym pisarz stawia czytelnikowi zadanie rozpoznania winowajcy. Za drugim razem zaczęłam doceniać taki obrót spraw. Rozdziały naprzemiennie są opisywanie przez dwójkę bohaterów, a ja wcale nie kartkowałam przeżyć opisanych przez jedną postać, aby dostać się do rozdziału drugiego, gdzie bohater, którego bardziej polubiłam, wkracza na pierwszy plan akcji. Pisarz z dużą dozą precyzji spina wydarzenia opisywane przez obydwu bohaterów.
Nie można powiedzieć, że akcja wlecze się niemiłosiernie, ale też nie do końca nazwałabym ją dynamiczną. Wszystko ma swój koniec i początek. Tak właściwie ta część powieści zaczyna się rozkręcać dopiero pod sam koniec i powiem szczerze, że nie podobało mi się to. Po lekturze miałam takie uczucie jakby autor specjalnie wszystko przyspieszył. Może to być tylko i wyłącznie moje odczucie, ale osobiście bym wolała, gdyby książka posiadała o kilka stron więcej, a za to była bogatsza w parę szczegółów.
Odtrąciło mnie także cukierkowe zakończenie. Właściwie do ostatniego rozdziału sama nie byłam pewna, czego oczekiwałam po wątku miłosnym, ale taki całkowity happy end był przesadą. W moim mniemaniu autor mógł się jeszcze troszkę postarać i stworzyć zakończenie bardziej realistyczne. Rozumiem, że być może nie chciał tworzyć żadnych furtek, które mogłyby być świetnym fundamentem przy kontynuacji, jednakże zamknięcie powieści w jedynym tomie byłoby o wiele ciekawsze, gdyby je wszystkie zostawił, a kolejnej książki nie napisał. Dość drastyczna decyzja – wiem, ale przeświadczenie u czytelnika, że bohaterowie cały czas nie mają pozałatwianych wszystkich spraw i tak naprawdę do końca nie wiadomo jak rozwiąże się sytuacja jest o wiele ciekawsze niż odłożenie książki na półkę mając odpowiedzi na całkowicie wszystkie pytania, które jeszcze kilka chwil temu rozbrzmiewały w umyśle czytelnika.
„Młot Edenu” całkowicie mnie przekonał, że warto sięgnąć po inne powieści tego samego autora, co mam nadzieję, już niedługo zrobię. Jednocześnie polecam książkę wszystkim tym, którzy mają akurat pociąg do książki z historią miłosną w tle i nadbiegającą katastrofą na pierwszym planie. Pierwsze kilkanaście stron, zapowiadających całość dość niewinnie, nie ma odzwierciedlenia w kolejnej części książki, która dosłownie uderza w głowę i całkowicie odświeża pozytywne emocje.
Ocena: 7/10