Kiedy sięgałam po "Zdjęcie snu" Maxa Fudali, miałam nadzieję na wciągającą, mroczną opowieść kryminalną, która pochłonie mnie bez reszty. Zapowiedź książki sugerowała złożoną fabułę, pełną tajemnic, napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji, a sceneria sennego miasteczka z mroczną przeszłością brzmiała jak idealne tło dla niepokojącej historii. Opis na okładce zapowiadał niebanalną opowieść kryminalną, która miała połączyć elementy grozy, tajemnicy i psychologicznej głębi. Sielankowe miasteczko Ostoja, seria brutalnych zbrodni i tajemniczy morderca – to wszystko brzmi jak przepis na historię, od której trudno się oderwać. I rzeczywiście, początek książki mnie zaintrygował. Atmosfera sennej prowincji, gdzie pod powierzchnią spokoju czai się coś złowieszczego, została oddana bardzo sugestywnie. Jednak im bardziej zagłębiałam się w fabułę, tym bardziej narastało moje rozczarowanie.
Nie mogę zaprzeczyć, że styl Fudali jest solidny. Autor umiejętnie buduje napięcie, a jego język jest klarowny i sprawny, co ułatwiało mi odbiór tej historii. Problem polegał jednak na samej fabule, która – mimo obiecującego startu – szybko zaczęła mnie nużyć. Początkowe wątki wydawały się prowadzić donikąd, a intryga kryminalna, choć początkowo wciągająca, w miarę rozwoju stawała się coraz bardziej przewidywalna i schematyczna. Morderca, znany jako Kociarz, miał potencjał na bycie mrocznym i niepokojącym antybohaterem, ale jego motywy i działania ostatecznie wydały mi się mało przekonujące.
Postać Filipa Dragana, pisarza, który wkracza do Ostoi, miała być zapewne ciekawym punktem widzenia – outsiderem, który próbuje odkryć prawdę o miejscowej tragedii. Niestety, Dragan okazał się dla mnie bohaterem zbyt papierowym, z niewystarczającą głębią, bym mogła naprawdę zaangażować się w jego losy. Jego działania i dedukcje często wydawały się wymuszone, jakby autor bardziej dbał o przesunięcie fabuły do przodu niż o naturalność zachowań postaci.
Największym problemem "Zdjęcia snu" była dla mnie monotonia. Choć książka porusza interesujący temat i ukazuje mroczne zakamarki ludzkiej psychiki, zabrakło w niej dynamiki, która utrzymałaby moją uwagę. Fragmenty śledztwa i retrospekcji, czy opisy snu, które miały budować napięcie, często ciągnęły się zbyt długo, tracąc impet. W rezultacie książka, która na początku mnie wciągnęła, w pewnym momencie stała się dla mnie bardziej obowiązkiem niż przyjemnością.
Podsumowując, "Zdjęcie snu" to powieść poprawna stylistycznie i dobrze skomponowana na poziomie językowym, ale fabularnie niedopracowana. Rzeczywistość bywa gorsza od najstraszniejszego koszmaru – taki motyw przewodni zdawał się obiecywać coś więcej niż to, co ostatecznie dostałam. Jeśli szukasz książki, która przyniesie kilka wieczorów umiarkowanej rozrywki, być może "Zdjęcie snu" spełni Twoje oczekiwania. Jednak dla mnie, mimo obiecującego początku, była to lektura, która nie sprostała moim nadziejom.