Zacznijmy od tego, że "Nieznajomi" są romansem nietypowym i nie dla każdego. Właściwie, czy to w ogóle jest romans? Chyba nie, raczej powieść psychologiczna. Dostajemy utwór z prawdziwymi problemami, głębią oraz przesłaniem. Potrzeba zaawansowanego czytelnika, który przeskoki czasowe potrafi ogarnąć i zrozumieć o czym naprawdę Łukowska pisze.
Jest to książka mojej młodości. Czytałam ją wielokrotnie jeszcze w pierwszym wydaniu, które nota bene wolę od poprawionego drugiego. Na szczęście wersję papierową nadal posiadam. Powróciłam do niej po 28 latach i nie zmieniło się nic.
Najlepiej opisać ją tekstem z ówczesnej okładki: "Nieznajomi z parku to w równym stopniu opowieść o miłości, jak i o nienawiści. To historia mężczyzny, który nie potrafi ufać, i kobiety, która nie umie walczyć o to, w co wierzy" Wtedy indentyfikowałam się z głównymi bohaterami, zarówno z Julią jak i z Kenem, teraz nadal tak jest. Chyba nie za dobrze świadczy to o moim życiu.
Oboje są zranieni w niewyobrażalny dla normalnej osoby sposób. On nosi w sobie złość, wściekłość, poczucie zdrady- jest pełen nienawiści. Ona wycofała się w swój własny świat. Rozumiem to doskonale. Czytałam opinie, że Julia jest słabą kobietą, niewiarygodną postacią. Jak może być silna? Nikt, kto nie doznał w dzieciństwie krzywd i odrzucenia przez własnych rodziców, tego nie zrozumie. Nie ma się poczucia własnej wartości, nie czuje się godnym niczyjego zainteresowania ani uczucia. Nie wierzy się w siebie. Tego ogromu bólu, który paraliżuje i wpływa na każdą decyzję, nie da się pojąć. Zamknięta w sobie, odizolowana od świata, samotna. Żyjąca marzeniami dorosła kobieta. Takich osób jest więcej niż można sobie wyobrazić.
Nagle ktoś okazuje jej zainteresowanie, pozwala na krótko poczuć się ważną, wyjątkową, tą jedyną. Julia otwiera się, pozwala sobie uwierzyć w miłość i zostaje brutalnie zraniona. Po raz kolejny złamana. Naprawdę to takie dziwne, że nie walczy? Dla mnie nie. Człowiek czuje się wtedy jak zmrożony, zastygły w jednej chwili. Zadaje sobie wciąż pytanie dlaczego? Czym na to zasłużyłem? I nie znajduje odpowiedzi. Jest tylko pustka.
Kennetha również rozumiem. On radzi sobie z zafundowaną mu przez rodziców traumą w odmienny sposób. Walczy, rani, wbrew sobie staje się tym, czego nienawidzi. I to go dobija, bo zdaje sobie sprawę, kim się staje. Własną matką, własnym ojcem? Niszczy swoje szczęście, ponieważ nie potrafi inaczej. Nie jest w stanie wybaczać, a już najtrudniej przychodzi mu wybaczenie samemu sobie. Bo przecież tak w życiu jest- sobie wybaczyć, siebie rozgrzeszyć jest rzeczą niemal niemożliwą.
Podoba mi się zakończenie, bo lubię happy endy. Najczęściej jednak nie istnieje dla takich osób ich "żyli długo i szczęśliwie"