"Ojciec Chrzestny" to jedna z nielicznych powieści, która wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, do której co kilka lat z przyjemnością wracam, i która jest dla mnie, po prostu, ważna. To się nie zmieniło od lat i gdy kilka miesięcy temu ponownie sięgnąłem po epickie dzieło Maria Puzo, po raz kolejny przeżyłem te same emocje i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że "Ojciec Chrzestny" to arcydzieło. A co z "Rodziną Corleone"? Ta powieść, to było największe zaskoczenie 2012 roku, bo właśnie wtedy książka ujrzała światło dzienne, czy raczej my ujrzeliśmy tę książkę. Na pierwszym polskim wydaniu była informacja, że powieść została oparta na niezrealizowanych scenariuszach Maria Puzo. Ed Falco wcielił się więc w rolę takiego Alana Deana Fostera, który podjął się zbeletryzowania tych scenariuszy. Ale czy zrobił to dobrze? No... nie zrobił.
"Rodzina Corleone" to prequel kultowego arcydzieła Puzo z 1969 roku. Akcja rozgrywa się w ciągu roku - od jesieni 1933 do lata 1934 i skupia się wokół młodym Sonny'm Corleone. Poznajemy go szefa gangu nastolatków, który za plecami ojca okrada z alkoholu największego rywala Vita, niejakiego Mariposę. Młodzi gangsterzy sprzedają towar Luce Brasiemu, który wśród nowojorskich mafiosów sieje prawdziwy postach i jest uznawany za diabła. A zatem to również opowieść o Luce i jego drodze pod skrzydła Vita oraz o samym Vicie, dla którego ten rok był ostatnią prostą w drodze na szczyt wieży świata przestępczego.
"Rodzinę Corleone" po raz pierwszy czytałem w 2012 lub 2013 roku i z tego co pamiętam, już wtedy coś mi w tej książce nieprzyjemne zgrzytało, ale wiecie, minęło dziesięć lat i człowiek zwyczajnie pozapominał co mu nie pasowało, na co kręcił nosem. Ostatnio jednak znowu sięgnąłem po powieści Puzo i rzeczą naturalną było, że po "Ojcu Chrzestnym" i "Sycylijczyku", wezmę się i za dzieło Eda Falco. "The Washington Post" napisał, że: "Falco doskonale uchwycił styl Puzo". Problem jest taki, że "The Washington Post" pierniczył kocopoły. Właśnie to jest pierwsza rzecz, która od razu bije po oczach - nie ma tu nic ze stylu Puzo, nie ma choć kropelki z Jego wrażliwości, Jego literackiego kunsztu, Jego talentu i tej idealnej synergii literatury pięknej, powieści obyczajowej i kryminału. To właśnie stanowiło o wielkości "Ojca Chrzestnego". W "Rodzinie Corleone" tego nie ma, a gdy dodamy do tego średnie umiejętności pisarskie Edwarda Falco, mamy powieść mocno przeciętną.
I nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że uważam "Rodzinę Corleone" za książkę złą, ale nie jest też dobra, ma co najwyżej dobre momenty, czasem dłuższe, czasem krótsze. Cała historia może by zyskała, gdyby Falco nie upchnął tu aż tylu wątków. Z jednej strony mamy dorastanie Sonny'ego i jego wejście do "Rodziny", z drugiej jest mocno rozbudowany (według mnie niepotrzebnie) wątek Luki i Toma Hagena (również wciśnięty jakby na siłę), mamy też przejmowanie władzy przez Mariposę i jego polowanie na Rodzinę LaContich, o których niewiele wiemy i niewiele się dowiadujemy. Zastanawia mnie: co Puzo chciał z tym materiałem zrobić? Czy to było kilka wersji scenariuszy jednego filmu, czy scenariusze przewidziane na kilka części, a może serial? Przydałoby się tu jakieś posłowie wyjaśniające kulisy powstania powieści, ale takiego nie ma. Jest za to spory chaos i momentami wkrada się wręcz nuda. Ok, fajnie było znów zajrzeć do świata Rodziny Corleone, ale nie było w tym "podglądactwie" nic poza sentymentem. Żadnych zachwytów, żadnych większych uniesień, ot powieść, jaką mógłby napisać każdy przeciętny kryminalny rzemieślnik.
Czy "Rodzina Corleone" była światu potrzebna? Moim zdaniem nie. Jeśli chodzi o prequel kryminalny, minusem jest też to, że z góry wiemy kto przeżyje, a nawet kto umrze, więc kolejny element zabawy zostaje nam odebrany. Inna rzecz, że gdyby scenariusz Maria Puzo został zrealizowany w formie - powiedzmy - serialu, to mógłby być całkiem niezły serial. Ujmę to tak: gdyby Puzo chciał napisać powieść będącą prequelem swojego największego dzieła, to by ją - do cholery - napisał. No, tak czy nie? Co, nie potrafił? No raczej potrafił. A zatem nie chciał. Z jakiś powodów wolał stworzyć scenariusze i to chyba były całkiem dobre powody. I szkoda, że te scenariusze nie zostały zrealizowane. Tam nie musiał występować Pacino, ani De Niro, zresztą to prequel, więc byłby pretekst do zaangażowania zupełnie nowej ekipy. Przykład serialu "Propozycja" o kulisach powstania filmu "Ojciec Chrzestny", pokazał, że można nakręcić przyzwoitą produkcję z uniwersum "The Godfather" bez udziału największych gwiazd znanych z trylogii. I być może gdybym nie znał powieści Maria Puzo, być może potraktowałbym "Rodzinę Corleone" jako dobry kryminał, ale nie da się patrzeć na tę książkę, całkowicie ignorując i "Ojca Chrzestnego", i "Sycylijczyka", a na ich tle książka Falco wypada po prostu mocno, ale to mocno przeciętnie.
Moja rada jest taka: jeżeli cykl "Ojca Chrzestnego" masz jeszcze przed sobą, to zacznij od pierwszej części, potem zalicz "Sycylijczyka" i jeśli nie będziesz miał dość to... przeczytaj inne powieści Puzo o mafii: "Ostatniego Dona" i "Omertę". Potem odczekaj jakiś czas i dopiero, gdy nadal będziesz odczuwał niedosyt, sięgnij po "Rodzinę Corleone", w przeciwnym razie - daj sobie spokój.
© by MROCZNE STRONY | 2023