Borderline to zaburzenie osobowości, które sprawia, że człowiek czuje, jakby spacerował na linie to przechylając się w jedną stronę, to w drugą. Wszystko jest zbyt intensywne, więc szczęście ustępuje miejsca euforii, a smutek rozpaczy. Czuć można zbyt wiele lub zbyt mało. Zbyt, zbyt, zbyt. Za człowiekiem krok w krok podarzają lęki (głównie te, które podpowiadają, że każdy odejdzie i że nic nie ma sensu), a uwolnienie od nich czasami jest drogą ku autodestrukcji. Osobowość z pogranicza lubi impulsywność i często karmi się z cierpieniem, a o zrozumienie u innych próżno może prosić. U każdego na zewnątrz objawia się w trochę inny sposób, choć w sercach wszystkich panuje równie duży chaos. Chaos, który się uspokaja, gdy człowiek pracuje nad sobą. Gdy dostaje szansę pogodzenia się z własnymi emocjami i gdy spotyka się z choć odrobiną zrozumienia. Borderline zostaje z człowiekiem na zawsze i potrzeba ogromu wytrwałości, by nauczyć się reagować w sposób, który nie będzie krzywdzić przede wszystkim nas samych, ale to nie łatka, której należy się bać. Osoby z tym zaburzeniem to bardzo wrażliwe dusze, które doświadczają zbyt wiele i emocje w ich sercach zmieniają się zbyt szybko, ale które potrafią wiele pięknych barw wnieść do świata innych. Tylko trzeba dbać o swoją psychikę, by każdy oddech nie sprawiał bólu.
"Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią" to książka stworzona przez psycholożkę. Stanowi literaturę pełną ćwiczeń, jakie mogą pomóc w radzeniu sobie z zaburzeniem borderline, ale zawiera też garść bardzo przydatnych informacji o samym zaburzemiu. Autorka rzuca terminami pokroju terapia DBT czy CBT i przez ponad sto stron nie wyjaśnia, czym właściwie są, ale oprócz tego typu utrudnień takie pozycje bywają pomocne. Wszystko, co pachnie poradnikiem, zupełnie do mnie nie trafia, ale takie książki zdecydowanie opisują dany problem z większym wypunktowaniem, niż zrobić może to proza.
Podobało mi się, że Monika Kotlarek podkreślała, że osoby z borderline przede wszystkim mogą zranić siebie. Że mogą kochać, mogą być szczęśliwe, ale muszą na pewnym etapie zacząć nad sobą pracować, by przede wszystkim nie wyrządzić powaznej krzywdy samym sobie. Zebrała mity, które krążą o tym zaburzeniu i je naprostowala. Podzieliła się historiami tego zaburzenia w popkulturze (kinie i literaturze). Przede wszystkim jednak autorka przedstawiła różnego rodzaju ćwiczenia, jakie mogą pomóc zrozumieć siebie osobom z borderline i wyjaśniła dlaczego dany obszar jest istotny. Podkreśliła, że to jedynie część pracy nad sobą, bo podstawą jest psychoterapia i chwała jej za to. Już zbyt dużo ludzi wierzyło, że sami będą w stanie sobie pomóc i niestety wyrządziło to jedynie więcej szkód.
Co ciekawe — na początku był fragment, gdzie borderline zostało nazwane chorobą, choć sama autorka zwracała uwagę na rozwagę z tym terminem, hm. Sprawiło to, że poczułam się zagubiona. Nieprzyjemne uczucie.
(Równie nieprzyjemne jak zobaczenie w książce pieczątki "egzemplarz recenzencki". Tak się nie bawimy. Jeśli podsyłają mi wydawnictwo książkę do recenzji, to oczekuję pełnowartościowego produktu. Dostałam natomiast śmieć. A piszę o tym pod recenzją, bo to problem poważny i wraz z innymi blogerami każdego dnia go nagłaśniamy, by nikt, absolutnie nikt, tego nie robił.)