Tris Prior opuszcza progi Nieustraszoności, by wraz z ukochanym Tobiasem, bratem Calebem, znienawidzonym przez siebie Peterem oraz Marcusem – ojcem Tobiasa – ukryć się przed ścigającą tę grupę Jeanine Matthews, przywódczynią Erudycji. Znajdują oni schronienie pośród Serdecznych, jednak nastolatka wie, że to nie potrwa zbyt długo. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, iż tamta kobieta nie spocznie, póki ich nie pochwyci. W końcu wie, że Tris jest Niezgodna, co stanowi poważny problem dla systemu frakcji.
Również Nieustraszona ma ze sobą coś bardzo ważnego, co Matthews pragnie dorwać w swoje łapy. Chodzi o tajemny dysk, który skrywa w sobie pewne dane. Tris jednak jest gotowa zrobić wszystko, by jej wróg nigdy go nie zobaczył.
Zaczyna się rewolucja, która będzie brzemienna w skutkach. Zginie wiele niewinnych istot, jednak czy wszystko pójdzie z planem? Czy Tris będzie w stanie powstrzymać bratobójcze walki? Ile będzie w stanie wytrzymać, gdy odkryje zdradę kogoś bliskiego? I co z tym wszystkim mają wspólnego Bezfrakcyjni, którzy zazwyczaj stali w cieniu frakcji?
Po lekturze „Niezgodnej” byłam bardzo ciekawa tego, jak Veronica Roth poprowadzi dalszą akcję i co takiego będzie musiała przejść Tris, jednak moje marzenia o przyjemnej kontynuacji prysnęły jak bańka mydlana. Nie spodziewałam się, że można zniszczyć tak ciekawie zapowiadającą się fabułę. Zacznijmy jednak od początku.
„Moim zdaniem płaczemy po to, aby uwolnić naszą zwierzęcą część, nie tracąc społeczeństwa.”
Ponownie powróciłam do zrujnowanego świata, gdzie życie działa na zasadzie podzielenia na pięć frakcji. Tym razem jednak wszystko wisi na włosku po tym, jak Jeanine, z pomocą nieświadomych niczego Nieustraszonych, zaatakowała Altruizm. Nie ma co liczyć na pokój, to wstęp do ogromnej rewolucji, która będzie brzemienna w skutkach.
Tris Prior musi się zmierzyć z wiadomością, że jej Niezgodność wyszła na światło dzienne. Po utracie rodziców nie ma czasu na ich opłakiwanie, bo musi uciekać z kąta w kąt, byle tylko nie dostać się w łapy pokręconej przywódczyni Erudycji. Czy to nie za dużo jak dla szesnastolatki?
W tej części coraz częściej załamywałam się nad postaciami. Mamy tutaj sporą dawkę lekkomyślnej i upartej Tris, chorego z miłości Cztery, który traci rozum oraz Jeanine Matthews, która wydaje się być nastolatką uwięziona w ciele dorosłej kobiety. Czy to nie za dużo dla czytelnika? Rozumiem, że panna Prior mogła mieć takie odpały po utracie bliskich osób, ale co się stało z poważnym Tobiasem? No tak... jego prawdziwe ja zostało ukazane w „Cztery”, gdy w „Niezgodnej” mamy po prostu do czynienia z alter ego chłopaka.
Również nadmiar akcji nieco mnie irytował. Miałam wrażenie, że Veronica Roth nie miałam pomysłu, co do tej części, więc powpychała trochę strzelaniny, odrobinkę ucieczek, szczyptę spokoju i zaczynała kolejkę od nowa. Po prostu było tego za dużo. Ja bym wolała nieco mniej akcji, ale bardziej rozbudowanej. Tylko co ja wymagam?
Autorka zachowuje swój styl pisania. Prostota, zero udziwnień – czyżby ulga dla oczu? Chciałabym! Czasami wydawało mi się, że część opisów wydaje się zbędna lub zbyt dziecinna. Dodatkowo wiele dialogów było prowadzonych tak sztucznie, iż wypalały one gałki oczne. A może też tak było w „Niezgodnej”, a ja tego nie zauważyłam? Raczej nie, bo pierwszy tom był o niebo lepiej poprowadzony, niżeli „Zbuntowana”.
Również przekręcenia imion oraz literówki spędzają sen z powiek. Owszem, to już nie wina autorki, ale korekty, ale jak już wymagacie za książkę 38,90 to weźcie ją porządnie przygotujcie, a nie że byki można spotkać na każdym kroku...
Czy mogę napisać o jakichś plusach? Może to się wydawać dziwne, ale coś jednak znalazłam! Chodzi tutaj o wyjawienie wielu tajemnic, które mogą nieźle zaskoczyć. Rola Bezfrakcyjnych oraz zdrajca w szeregach Tris to wielka niespodzianka dla wszystkich, ale za wiele nie zdradzę.
Pani Roth umie także kończyć książki w taki sposób, iż choćby chciało się wypalić z umysłu świadomość, że taka seria została stworzona to jednak jest to uczucie ciekawości, co będzie dalej. U mnie tak właśnie było.
Podsumowując:
„Zbuntowana” to małe kroczki prowadzące mnie do stwierdzenia, iż jedynie pierwszy tom zasługiwał na większą uwagę, gdy kolejne zostały zmiażdżone. To już przy tej części zaczęło się nabijanie kieszeni autorki.
Jeżeli nie chcecie przeklinać przy czytaniu książki to gorąco odradzam zaczynanie tej trylogii, bo ja już wiem, że to był błąd z mojej strony.