Frankfurt, styczeń, czasy współczesne.
Do domu znanych i szanowanych przedsiębiorców budowlanych zostaje wezwana policja. Okazuje się, że w bestialski sposób została zamordowana seniorka rodu, Henrieta Winkler. Staruszkę pobito, wyciągnięto na zewnątrz, gdzie panował okrutny mróz, oblano wodą i pozostawiono na niechybną śmierć. Na miejsce zbrodni zostaje wezwana również Miriam Singel, niezwykle skuteczna i pewna siebie pani prokurator.
„Miriam Singel była prokuratorem z powołania. Prawo i ją łączyło powinowactwo dusz. Dla większości ludzi język jurystów był równie beznamiętny co łacińska klasyfikacja ssaków. Miriam jednak kochała tę mowę, te wszystkie prawne kruczki. Prowokacyjnie głosiła zawsze, że takie słowa jak „zabicie” w języku prawniczym mają więcej znaczeń, niż zdołałby nadać im Goethe. Przy takim podejściu łatwo było zrozumieć, dlaczego uchodziła za wcielenie hybris. Za plecami nazywano ją także „żelazną damą”.”
Okazuje się, że Miriam zna rodzinę Winklerów, a właściwie z czasów szkolnych zna wnuczkę Henriety Winkler – Denis Winkler. Kiedy wraz z policją puka do drzwi młodej kobiety, ta jest przekonana, że coś się stało jej synowi Frederikowi, który nie wrócił na czas ze szkoły. Wkrótce okazuje się, że chłopiec rzeczywiście zniknął. Został porwany. Porywacz nie kontaktuje się jednak z rodziną dziecka. Na swego pośrednika wyznacza dziennikarza o bardzo marnej reputacji, Udo Josta. Pozostawia mu sześć dni, by przekazał światu historię, która w nierozłączny sposób związana jest z rodziną Winklerów.
Wszystko wskazuje na to, że zarówno morderstwa Henriety Winkler jak i porwania małego Frederika dokonała ta sama osoba. Co jednak kierowało mordercą i dlaczego porwał chłopca? Z mieszkania seniorki rodu nic wartościowego nie zniknęło, nie pojawiło się również żądanie okupu.
W trakcie śledztwa, dzięki informacjom przekazywanym za pośrednictwem Udo Josta, zaczynają jednak wychodzić na światło dzienne głęboko skrywane rodzinne tajemnice i niechlubna przeszłość rodu Winklerów, w której głęboko na dnie zapomnienia kryje się też historia Zofii Lisowskiej, jej wędrówki z Krakowa i przymusowej, niewolniczej pracy we Frankfurcie.
"Zło bez końca. Nic tylko zło, zło, zło. Miała już tego dość. Skoro on uchylał prawo, to i ona mogła. Jej życie i tak już nigdy nie będzie takie samo jak przedtem."
„Zimowy morderca” Krystyny Kuhn to świetnie skrojony kryminał z historycznym, sięgającym okresu II wojny światowej, tłem. Powieść trzyma w napięciu, które, po początkowym hitchcockowym trzęsieniu ziemi, jest czytelnikowi dawkowane stopniowo aż do momentu kulminacyjnego. Sprawia to, że książkę czyta się płynnie, sprawnie i niemal bez przerwy z zapartym tchem. Akcja wciąga i nie pozostawia ani chwili na nudę. Jest tak skrojona, że nie sposób, niemal do ostatniej chwili, domyślić się, kto jest mordercą i porywaczem.
Autorka zgrabnie łączy współczesną historię z opowieścią wojenną. Wszystkie wątki z upływem stron zazębiają się a czytelnik coraz szerzej otwiera oczy odkrywając kolejne tajemnice. Przeszłość i II wojna światowa miesza się z teraźniejszością, by nie tylko ukazać ciekawą i wciągającą opowieść, lecz również pokazać niełatwą wspólną historię obu narodów – polskiego i niemieckiego oraz łączących je, nadal skomplikowanych, stosunków.
Ogromnym atutem powieści są również ciekawi i wyposażeni w charakter i życiowe historie bohaterowie, zwłaszcza bohaterki – Miriam i Denis. Obie mają swoje tajemnice, demony przeszłości i niełatwą teraźniejszość. Dzięki temu są wiarygodne i ciekawe a to dodatkowy plus dla powieści Krystyny Kuhn.
Czekam z niecierpliwością na kolejną powieść autorki. Tymczasem zdecydowanie polecam „Zimowego mordercę”.