„Czuł zmysłem rasowego dziennikarza, że dzieje się coś skandalicznego. Ktoś montuje grubszą aferę, krzyżują się ukryte plany, zderzają potężne emocje. Pytanie: kiedy nastąpi wybuch.”
Muszę przyznać, ze miałam ogromną trudność w ocenie tej pozycji. Pomysł na tę historię autorka miała ciekawy. Rzecz dzieje się na aukcji koni w Końskowicach. Już sama nazwa miejscowości jest dość sugestywna. Ukazuje, że jej mieszkańcy są zatrudnieni głównie do pracy przy koniach i są zależni od odwiedzających ich bogaczy. Autorka być może chciała ukazać przywary „wyższych sfer”, nie ma tam miejsca na miłość, wszystko jest dokładnie skalkulowane i każdego można kupić. Jednak również wszystko łatwo stracić. Przykładem jest Joachim Maleczko, który przez upodobanie do hazardu stał się bankrutem.
Majętny producent skrzynek Karol Perełkiewicz dostaje zaproszenie na aukcję koni odbywającą się w Końskowicach. Przyjeżdża więc wraz z żoną – słynną blogerką, córką Manuelą i jej narzeczonym Robertem. Karol gardzi osobami z kręgu tej elity, jednocześnie pragnąc być jednym z nich. Liczy na to, że dzięki udanej licytacji, uda mu się udowodnić, że może wstąpić do środowiska tytułowych „wyższych sfer” i dzięki temu dokonywać korzystnych interesów. Jednak ten wyjazd całkowicie zmieni życie całej rodziny.
Początkowa mnogość postaci sprawiała, ze nieco się gubiłam, nie za bardzo wiedziałam kto z kim ma coś wspólnego, kto z kim jest w jakiś sposób powiązany. Autorka szczegółowo przedstawiała osoby, nawet te, które zupełnie nie maiły wpływu na fabułę. Niestety do żadnego z wykreowanych przez Emmę Popik bohaterów nie zapałałam sympatią. Każdy z nich mnie na swój sposób drażnił, wszyscy byli płytcy. Najbardziej denerwowała mnie Manuela. Moim zdaniem nie grzeszy ona inteligencją, jest rozpieszczoną panienką, która zawsze wszystko dostawała od ojca. Jej próby intryg są dziecinne, momentami wręcz żałosne. Dodatkowo jest mściwą osobą. Niespodziewanie odkrywa skłonności narzeczonego i postanawia, ze za wszelką cenę musi sprawić, żeby poczuł się tak zdeptany i odepchnięty jak ona. Autorka przedstawia świat osób biorących w licytacji, jako pełen zazdrości, zawiści, intryg, knowań. Ludzie ci są przekonani, że dzięki pieniądzom mogą bezkarnie dopuścić się wszystkiego.
Nie mogłam wczuć się w atmosferę książki. Miałam wrażenie, że czas w powieści został zagubiony. Chwilami myślałam, ze akcja trwa już kilka dni, innym razem zdawałam sobie sprawę z tego, ze to chyba wciąż ten sam wieczór. Fabuła, mimo ciekawego pomysłu, nie została do końca przemyślana. Momentami była nawet nielogiczna. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby nie zauważyć, że spędziło się noc z innym mężczyzną niż zamierzało. Manueli udało się jednak nie domyślić, ze jej łóżkowy partner to nie Błażej. Nie wiem czemu miała służyć ta sytuacja. Może, aby podkreślić głupotę bohaterki?
Wykreowanymi przez autorkę bohaterami kierują różne namiętności. Niektórymi żądza zemsty za krzywdy sprzed lat, innymi chęć szybkiego wzbogacenia się, jeszcze inni kierują się zimnym wyrachowaniem. Jedynie matka Manueli przyjechała do Końskowic dla dawnej miłości. W książce wszystkie emocje wybuchają z ogromną siłą. Trup ściele się gęsto. Jednak dobry kryminał nie powinien się opierać na dużej ilości morderstw, ale na ciekawej akcji, przeszywającym dreszczyku emocji, atrakcyjnej intrydze, zagadce. Tych elementów mi w „Zbrodni w wyższych sferach” zabrakło.
Książka nie niesie ze sobą żadnego przesłania. Ukazuje osoby z tytułowych wyższych sfer, jako pozbawione uczuć, honoru, uczciwości. Chyba, że rozpatrzymy tę pozycję w kategorii satyry na społeczność „pięknych i bogatych” uwypuklającą i piętnującą ukazane zjawiska i obyczaje. Jednak, jako kryminał książka zupełnie nie przypadła mi do gustu. Za dużo niepotrzebnie przelanej krwi i bezsensownych morderstw, stanowczo za mało sensownych intryg i tajemnic.
Redakcja także nie powala, podczas lektury znalazłam kilka literówek.
Za możliwość recenzji dziekuję sztukater.pl