W Sopocie znika Liwia, nastoletnia córka prominentnego polityka. Nikt nie wie, co się stało, po dziewczynie nie ma śladu. Detektyw Oskar Korda wraz z dziennikarką Alicją Grabską prowadzą w tej sprawie dochodzenie. Wpadają na zaskakujące tropy i znajdują powiązania z podobnymi sprawami, które wstrząsnęły Trójmiastem niemal ćwierć wieku temu. Czy odkryją prawdę i zobaczą związek zaginięcia dziewczyny z motylem Attacus atlas?
Ale w myśl tezy, że
„Nie ma przecież zbrodni doskonałych, są jedynie niedoskonali śledczy. Każdą zagadkę da się rozwikłać”,
Oskar i Alicja wznoszą się na wyżyny sztuki śledczej i po nitce dochodzą do kłębka.
Autorka wzięła na tapet motyw zaginięć wśród młodzieży i połączyła ten temat z problemami okresu dorastania, dojrzewania, poszukiwania własnej tożsamości, seksualności, samoakceptacji i postrzeganiu własnego ciała.
„To tylko ciało, w którym się chowam”.
Mamy tu chyba wszystkie problemy, jakie trapią współczesną młodzież: niezrozumienie i brak troski i uwagi ze strony dorosłych, kompleksy związane z własnym wyglądem, hejt, niebinarność, panseksualność, samookaleczenia i wreszcie szukanie wsparcia u tych, którzy pod płaszczem troski, uwielbienia i idealizowania w duchu body positive, nie niosą realnej pomocy, a jedynie dopuszczają się wobec nich okrutnych manipulacji, co w konsekwencji prowadzi do zbrodni.
„Bo to oczami innych zazwyczaj na siebie patrzymy. To jest nasz filtr, przez który oglądamy świat. Dlatego lubimy przeglądać się w oczach tych, dla których jesteśmy bez skaz”.
Autorka napisała w Podziękowaniach, że inspirowała się zaginięciem Iwony Wieczorek i w tym nie byłoby nic złego, wszak pisarze często tak robią, że wzorują fabułę na podstawie prawdziwych zdarzeń, ale co innego jest się zainspirować, a co innego co piątą stronę przywoływać casus Iwony Wieczorek. Generalnie wszystko to z zegarmistrzowską regularnością można również przeczytać na Onecie bo serwis co jakiś czas odświeża tę sprawę. Tak, zaginięcie kogoś to życiowa tragedia, a niewiedza, co się stało z daną osobą to chyba jeden z gorszych dramatów, ale mój wewnętrzny sprzeciw budzi nagłaśnianie tego konkretnego zaginięcia, a milczenia o innych. Jest to potworną niesprawiedliwością wobec innych osób zaginionych, których spraw nikt nigdy nie odgrzeje, a akta trafią do archiwum i przykryją się kurzem niepamięci.
Ogromnie podobał mi się motyw związany z motylami Attacus altas. Autorka w niesamowity, interesujący sposób wplotła to zagadnienie w historię zaginięć nastolatek.
Stworzenie postaci Janiny Hinc, ekolożki sądowej, również uważam za świetne posunięcie, jednak ta drugoplanowa bohaterka pojawia się trochę jak królik z kapelusza, akuratnie, jak na zawołanie, zjawia się w Trójmieście i spieszy śledczym z pomocą, co jak na mało rozpowszechnioną w Polsce specjalizację zakrawa niemal na cud 🤭 (ok, licentia poetica i, jak to pani Małgosia często powtarza, historia ponad wszystko!). Tutaj pani Małgorzata mnóstwo uwagi i szczegółowości poświęciła zagadnieniom z tego zakresu, co w moim odczuciu spowolniło fabułę i sprawiło, że te fragmenty były nudne. Zamiast opisywania procedur, sposobów wyodrębniania materiału, itp., wolałabym meritum, czyli to, co Janka z tego pyłku wyczytała i dokąd to śledczych zaprowadziło. Mimo wszystko muszę jednak przyznać, że autorka, w stosunku do poprzednich powieści, mocno zredukowała dłużyzny w postaci opisów, co dla mnie, osoby lubiącej konkret i „samo gęste”, jest super posunięciem.
Początkowo miałam mieszane uczucia co do tej powieści. Nie mogłam złapać rytmu i wczuć się w historię. Prawdziwe zaciekawienie i nieodkładalność pojawiły się gdzieś w połowie, w momencie, gdy zaczęłam typować sprawców, co przy wybuchowym i niespodziewanym zakończeniu mogę sobie jedynie między bajki włożyć 🤭 Zaskok totalny.
Podoba mi się także kierunek w jakim zmierza relacja Oskara i Alicji (za którą jakoś nie przepadam), autorka w ładny, subtelny, lecz wyrazisty sposób opisuje kłębiące się między nimi emocje.
Reasumując: lubię książki pani Sobczak, sposób prowadzenia fabuły, ich spójność i logiczność oraz zawsze bardzo przemyślaną budowę powieści. Wiem, że autorka zawsze robi dogłębny reaserch i to widać w treści, nie ma tu przypadkowości, lania wody, niewiarygodnych posunięć, czy innych, wzbudzających śmieszność sytuacji. Jest totalna życiowość i realizm zdarzeń opowiedziane w taki sposób, że zawsze mam wrażenie, że poszczególne elementy historii padają we właściwym momencie.
Niestety, na koniec łyżka dziegciu: korekta, a raczej jej niedokładność. Zastanawiam się, dlaczego tak poważne wydawnictwo jak W.A.B., będące częścią dużej grupy wydawniczej, pozwala sobie na takie niedoskonałości. Powtórzenia, błędy stylistyczne, opuszczone wyrazy, czasem nie do końca zrozumiała konstrukcja zdania, literówki, itp. Bardzo to przeszkadza i rzuca się w oczy w trakcie lektury...
I jeszcze nie do końca jestem przekonana co do wykorzystywania własnej, kolejnej powieści do zareklamowania wcześniejszych. Taka forma autopromocji, w moim odczuciu, nie wypada najlepiej…
Tak czy tak, powieść polecam i czekam na kolejną spod pióra pani Małgosi.