„Morderstwo na kempingu” autorstwa Renaty Furman jest to idealny kryminał na jeden wieczór przy lampce czerwonego wina, bądź też przy kubku gorącej herbaty. Na samym początku byłam dość sceptycznie nastawiona do tego tytułu - prawdopodobnie przez jego okładkę, która odpychała mnie od siebie... Wiem, nie ocenia się książek po okładce, dlatego pomimo początkowych niechęci zaczęłam czytać tę króciutką historię i dostałam olśnienia - autorka stworzyła bardzo dobrą, kipiącą od nadmiaru akcji historię.
W przyczepie turystycznej na helskim kempingu zostaje zamordowana młoda wczasowiczka. A potem kolejna... Podejrzenie pada na Grzegorza Sumińskiego, z którym jedna z ofiar spędzała urlop. Szybko jednak okazuje się, że mężczyzna ma mocne alibi.
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej gdy na jednym z warszawskich osiedli zostaje znalezione ciało kolejnej kobiety. Zebrane dowody wskazują, że trzech zbrodni musiał dokonać ten sam człowiek. W dodatku ostatnią ofiarą jest przyjaciółka Zuzanny Grabowskiej - właścicielki przyczepy, w której doszło do pierwszego morderstwa. Czy dziewczyna ma coś wspólnego ze sprawcą?
Cóż mogę powiedzieć o tym tytule... Może zacznę od tego, że za niezbyt zachęcającą (jak dla mnie) okładką kryje się historia pełna akcji. Po przeczytaniu śmiem twierdzić, że pani Renata wzięła sobie do serca powiedzenie pędzić na łeb na szyję - może i książka ta ma niewiele ponad 160 stron, to prawie w każdym rozdziale następuje zwrot akcji w postaci nowej poszlaki, która zmienia nasze przypuszczenia co do mordercy.
Furman doskonale bawi się swoim czytelnikiem - prawie co chwilę podrzuca nam niepotrzebne poszlaki, które prowadzą nas donikąd. Pragnę pochwalić autorkę za jej styl pisania - do tej pory jestem zaskoczona, że jest to debiut, ponieważ w czasie czytania dało się odczuć, że Furman ma wypracowany prawie do perfekcji styl pisania. Co z kolei sprawiło, że tytuł ten czyta się bardzo dobrze, a dodane do tego krótkie rozdziały spowodowały, że powieść tę przeczytałam w zaledwie trzy godziny.
Jedynymi elementami, do których niestety muszę się przyczepić są:
1) Bohaterowie - na miejscu autorki poświęciłabym im więcej czasu, by stali się bardziej charakterystyczni - z racji tego, że czytam sporą ilość książek wiem, że szybko o nich zapomnę. Oczywiście nie mówię, że postacie stworzone przez autorkę są złe, ponieważ to nieprawda, jednak w czasie czytania brakowało mi kilku stron na temat ich prywatnego życia.
2) Zakończenie - tak samo jak w przypadku bohaterów tutaj również dodałabym kilka dodatkowych stron. Niby nie domyśliłam się kto stał za tymi wszystkim zabójstwami, to jednak w czasie czytania ostatnich rozdziałów miałam wrażenie, że autorka chce jak najszybciej zakończyć swoje dzieło, co było ogromnym błędem, czemu? „Morderstwo na kempingu” miało duży potencjał, Furman doskonale wie jak stworzyć fabułę pełną akcji, jednak musi ona odrobinkę popracować nad motywem swojego sprawcy. Niby autorka wyjaśniła mi czemu dana osoba popełniła dany czyn, to jednak czegoś mi w finale tej historii zabrakło.
Czy książkę polecam? Pomimo tych dwóch maleńkich wad uważam, że warto zapoznać się z debiutem tej pisarki. „Morderstwo na kempingu” to dobry kryminał, w którym prawie co chwilę następuje zwrot akcji - co w książkach bardzo sobie cenię. Przez niewielkie wymiary tej powieści, polecam ją do przeczytania w czasie podróży czy to do szkoły, pracy, czy na uczelnię - umili Wam ona podróż oraz zapewni kilka godzin pełnych wrażeń.