Uwaga, ocena nie dotyczy ani osoby Hudsona Taylora, ani stylu samej biografii. W przypadku tej serii ocena bardziej odzwierciedla na ile zetknięcie z daną postacią skłoniło mnie do osobistej refleksji.
Hudson Taylor to ósma książka z serii Chrześcijańscy bohaterowie dawniej i dziś, którą przeczytałem. Kieruję się tu chronologią czasu, w którym żyli poszczególni misjonarze, a nie kolejnością tworzenia poszczególnych tomów przez Janet i Geoffa Benge.
DLA CHIŃCZYKÓW STAŁ SIĘ CHIŃCZYKIEM
Hudson Taylor jest jednym z lepiej znanych misjonarzy, przynajmniej wśród tych chrześcijan, którzy interesują się tematem misji. Wiele z jego działań było innowacyjnych, żeby nie powiedzieć, że szokujących, a nawet dla niektórych gorszących. Jednak wypracowane przez niego metody okazały się skuteczne – przyniosły błogosławiony owoc.
Taylor od młodości miał w sercu Chiny, dlatego też zrobił wszystko co możliwe, aby stać się jednym z Chińczyków. Zrezygnował z brytyjskiego, dystyngowanego stroju, pofarbował włosy na czarny kolor i zadbał nawet o doczepiane warkocze. Te zewnętrzne znaki były jedynie wyrazem głębszych zmian, które miały miejsce w jego sercu. Czyż nie jest to postawa tożsama z tą opisywaną przez apostoła Pawła?
„Chociaż jestem wolny wobec wszystkich, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby pozyskać jak najliczniejsze grono ludzi. Dla Żydów stałem się jak Żyd, aby pozyskać Żydów. […] Dla słabych stałem się słaby, aby pozyskać słabych — dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby zbawić przynajmniej niektórych. A czynię to wszystko dla dobrej nowiny, aby stać się jej współuczestnikiem”. (1 Koryntian 9:19-23 SNP)
Hudson Taylor podporządkował swoje życie głoszeniu Dobrej Nowiny o zbawieniu w Jezusie. Dlatego dla Chińczyków stał się Chińczykiem, rezygnując z wielu przywilejów i wygód, a nieustannie narażając się na niebezpieczeństwa. Powołaniu podporządkował całe życie. W Chinach pochował większość rodziny i opłakiwał przedwczesną śmierć wielu przyjaciół. W końcu, podczas jedenastej podróży, sam zmarł w tym dalekim od ojczyzny kraju. Na jego nagrobku znajdziemy krótki napis: „Hudson Taylor – człowiek w Chrystusie”. Można by wiele o nim napisać, czego świadectwem jest choćby przeczytana przeze mnie biografia, ale te kilka słów najlepiej podsumowuje życie tego misjonarza. Wszystko podporządkował Chrystusowi.
PEWNY SWOJEGO POWOŁANIA
To co mnie uderzyło w pierwszej kolejności, gdy zapoznawałem się z historią Hudsona Taylora, to fakt, że od młodości był on absolutnie przekonany o tym, jaka jest wola Boża dla jego życia. Nie chciałbym stwierdzić, że mu tego zazdroszczę (bo to mało chrześcijańska emocja), jednak jestem pełen podziwu, że trwał on tak silnie w tym co odczuł w swoim sercu, i to już wtedy gdy był zaledwie nastolatkiem. Ta pewność powołania sprawiła, że całymi latami przygotowywał się do wyjazdu do Chin oraz nie zrażał się pojawiającymi się przeciwnościami. A tych było co nie miara…
Wielu mogłoby wręcz stwierdzić, że były to wyraźne znaki, że Hudson mylił się co do swojego powołania. Gdyby Bóg rzeczywiście chciał go posłać do Chin – na jego drodze nie byłoby tylu przeszkód. W duchu popularnej dziś ewangelii „prosperity” wszystko powinno się układać zgoła inaczej. Ludzie powinni go zachęcać, klepać po plecach, oferować pomoc finansową, a gdy bezpiecznie, po wygodnej podróży, dotarł do Chin, powinien oczekiwać go tam wdzięczny komitet powitalny.
Wydaje się jednak, że w tej historii wszystko jest „nie tak” jak być powinno. Młody Hudson Taylor z trudem jest w stanie się utrzymać. Aby zdobyć użyteczne w Chinach wykształcenie, musi pracować ponad siły, a i tak praktycznie się głodzi, mieszkając w najtańszym z możliwych do wynajęcia pokoi. Jakby tego było mało – doświadcza zakażenia krwi, co nieomalże przypłacił życiem. Czy tak Bóg troszczy się o człowieka, którego chce posłać z Dobrą Nowiną na drugi kraniec ziemi? Szczęśliwie Hudson Taylor nie tylko znał, ale i stosował się do słów z listu Jakuba:
„Drodzy bracia, za najwyższą radość uważajcie te chwile, gdy jesteście poddawani przeróżnym próbom. Wiedzcie, że takie doświadczanie waszej wiary kształtuje wytrwałość. Wytrwałość natomiast niech was prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali, nienaganni i bez jakichkolwiek braków”. (Jakuba 1:2-4 SNP)
ZAUFANIE (JEDYNIE) BOGU
Dlatego Hudson Taylor nie załamywał się gdy stale napotykał na trudności. Ufał, że to służy kształtowaniu się w nim wytrwałości. Wierzył, że Bóg przygotowuje go w ten sposób do konkretnych zadań. Jeszcze będąc w Anglii nauczył się całkowicie polegać na Bogu w kwestii zaopatrzenia. Dlatego, lata później, gdy powoływał do życia własne stowarzyszenie misyjne, jako jedną z zasad przyjął to, że nigdy nie będzie prosił ludzi o pieniądze. Zostawił tę kwestię Bogu – wiedział, że On pobudzi serca darczyńców. Taylor nigdy się nie zawiódł na Bogu w tej kwestii, choć wielokrotnie mogło się wydawać, że odpowiednie środki nie pojawią się na czas.
Podoba mi się ta postawa Hudsona Taylora, i jest to zdecydowanie coś do przemyślenia, w dobie tak popularnych zbiórek prowadzonych w internecie przez wszystkich i na wszystko. Swoją drogą wolę wspierać tych, którzy nie nagabują mnie prośbami o pomoc.
Zdarzało się, że Hudson Taylor mierzył się z krytyką takiego podejścia. Wielu „mądrych” wiedziało w jaki sposób powinien „rozwinąć” on swoją działalność misyjną. Gdyby tylko organizował specjalne zbiórki, zbieranie ofiary na spotkaniach, albo chociaż zdecydował się na ich biletowanie – czyż praca w Chinach nie rozwijałaby się wspanialej? Czy nie mógłby opłacić wtedy pracy wielu misjonarzy? Czy nie zapewniłby lepszego bytu swojej rodzinie?
Jednak Hudson Taylor nie myślał w takich kategoriach. Gdy pierwszy raz dotarł do Chin w wieku 21 lat – nie miał konkretnego planu, ale wiedział, że Bóg powołał go do głoszenia ewangelii w tym kraju, i zatroszczy się o niego. W tym przekonaniu pozostawał niewzruszony przez lata. Dlatego gdy był krytykowany, wiedział co odpowiedzieć:
Był przekonany, że choć wielu chrześcijan krytykuje Misję do Wnętrza Chin i jej zasadę ufania jedynie Bogu, to jeśli tylko są ludzie, którzy modlą się za nich, wszystko ułoży się pomyślnie. Gdy pytano go, jak może prowadzić grupę, w której jest dziewięć niezamężnych kobiet, do samego serca pogańskiego kraju, a na dodatek bez zapewnionego wsparcia finansowego, odpowiadał zawsze tak samo: „Zabieram ze sobą swoje dzieci i nie jest mi trudno pamiętać o tym, że rankiem potrzebują śniadania, w południe obiadu i wieczorem kolacji. Nie mogę uwierzyć, by nasz Ojciec w niebie był mniej troskliwy lub zaradny ode mnie”.
To niezwykłe zaufanie Bogu zostało w Hudsonie Taylorze wypracowane przez lata. Trudności, które go spotykały gdy był znacznie młodszy, faktycznie doprowadziły „do dzieła doskonałego”. Sytuacje, w których ocierał się o śmierć, sprawiły, że bez zastrzeżeń polegał w każdej chwili na Bogu. Prawdziwie żył słowami Ewangelii:
„I ja wam mówię: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto puka, temu otworzą. Który z was, ojców, gdy syn go poprosi o rybę, zamiast ryby daje mu węża? Albo gdy poprosi o jajko, daje mu skorpiona? Skoro więc wy, chociaż źli jesteście, umiecie dobre dary dawać swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”. (Ew Łukasza 11:9-13 SNP)
ZBAWIENNE ZAKŁOPOTANIE
Czytając historię Hudsona Taylora możemy poczuć się zakłopotani. Ja poczułem się przytłoczony tym, że mając takie możliwości jakie posiadam, tak niewiele dobrego robię. Tymczasem ten misjonarz całymi latami poddawał się karkołomnej dyscyplinie, by dzielić się dobrą nowiną o Jezusie. Nie sądzę, że Janet i Geoff Benge mieli na celu by czytelnicy poczuli się gorzej. Po prostu opisali (zresztą bardzo skrótowo) życie Hudsona Taylora.
Podczas lektury natrafimy na bardzo ciekawy fragment, kiedy to misjonarz wahał się przed założeniem własnej organizacji misyjnej i w swoich trudach postanowił odwiedzić znajomych:
„Maria widziała wewnętrzną walkę męża, dlatego z zadowoleniem przyjęła jego zapowiedź, że wyjedzie na kilka dni do Brighton, by odpocząć. Spodziewała się, że morskie powietrze i chrześcijańska społeczność pomogą mężowi w podjęciu ważnej decyzji. Niestety duży zbór pełen zadowolonych, zdrowych i bogatych chrześcijan wywarł na niego wpływ wręcz odwrotny. Trudno mu było siedzieć i słuchać ludzi śpiewających o Bogu i swoim zbawieniu, u których nie było widać troski o tych, którzy umierają nie usłyszawszy ewangelii.”
Ale to właśnie to nabożeństwo, na którym nie był w stanie wysiedzieć do końca, przyniosło ważny przełom w jego służbie. Taylor wszedł do pobliskiej rzeki, i wciąż słysząc odgłosy dobiegające z kościoła, otrzymał odpowiedź na gnębiące go wątpliwości. W jego głowie pojawiły się wyraźne myśli:
„Co najgorszego mogłoby przydarzyć się misjonarzowi będącemu pod moją opieką? Co by się stało, gdybym zabrał ze sobą do Chin grupę misjonarzy i oni wszyscy umarliby? Jak wielkim złem byłoby to w świetle wieczności? Wszyscy poszliby prosto do nieba. A jeżeli w wyniku ich pracy i ofiarności choćby jeden Chińczyk nawrócił się do Chrystusa, czy nie warto byłoby tego zrobić?”
Gdy spojrzał na dręczące go dylematy z odpowiedniej perspektywy – z perspektywy wieczności – wiedział już, że nie powinien dłużej wahać się nad tym, czy zabrać ze sobą do Chin grupę młodych misjonarzy. Wszystko jest przecież w ręku Boga! To co się z nimi stanie zależy od Niego, a nie od niego -Hudsona Taylora.
To przełomowe doświadczenie w rzece w Brighton sprawiło, że Taylor nie krępował się otwarcie mówić i pisać o palącej potrzebie ewangelizacji Chin. Wielu spośród „zadowolonych, zdrowych i bogatych chrześcijan” mogło czuć się zakłopotanych, ale przecież nie to było najważniejsze. Dla Hudsona Taylora ważniejsze było to, że 400 milionów Chińczyków nie słyszało o Jezusie, który przecież wzywał swoich naśladowców, aby „szli na cały świat i głosili ewangelię”. Dlatego napisał broszurę „Duchowa potrzeba i skarga Chin”, która wywołała niemałe poruszenie wśród wierzących w Wielkiej Brytanii:
„Treść broszurki spowodowała, że wielu chrześcijan zaczęło odczuwać wewnętrzny niepokój. Czy to możliwe, że są częściowo odpowiedzialni za to, że co miesiąc w Chinach umiera milion ludzi nie poznawszy Jezusa? Choć książeczka nie była przyjemną lekturą, znajdowała tak wielu nabywców, że konieczne były kolejne dodruki. Ci, którzy ją przeczytali, mówili o niej swoim przyjaciołom”.
To zakłopotanie okazało się dosłownie zbawienne. Wiele serc zostało skruszonych, a ludzi zbudzonych z niebezpiecznego samozadowolenia. To zaś zaowocowało gorliwą modlitwą, wsparciem finansowym i powołaniem kolejnych misjonarzy do niełatwej pracy w Chinach. Gdy Hudson Taylor umierał, tysiące Chińczyków było już gotowych by nieść ewangelię dalej, do swoich rodaków.
Dlatego zachęcam i Was by sięgnąć po tę biografię. Nie jest to literackie arcydzieło. Książki Janet i Geoffa Benge pisane są raczej z myślą o młodszych czytelnikach, ale spokojnie można je potraktować jako przyczynek do zapoznania się z życiem kolejnych misjonarzy. Mam nadzieję, że życie Hudsona Taylora wywoła w was pewne zakłopotanie, które może okazać się zbawienne.
Moje odczucia podczas lektury dobrze oddają słowa Ewangelii, które dotyczą Heroda, który więził Jana Chrzciciela. Czytamy tam, że „słuchając go, czuł się wielce zakłopotany, ale chętnie go słuchał” (Marka 6:20). Czytając biografię Taylora czułem się wielce zakłopotany, ale chętnie to robiłem.
„Teraz już tylko Bóg może nas uratować!” - kapitan Morris starał się przekrzyczeć sztorm. Hudson Taylor musiał przyznać mu rację. Statek może wkrótce zatonąć, a on nie dopłynie do Chin, choć jest pew...
„Teraz już tylko Bóg może nas uratować!” - kapitan Morris starał się przekrzyczeć sztorm. Hudson Taylor musiał przyznać mu rację. Statek może wkrótce zatonąć, a on nie dopłynie do Chin, choć jest pew...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...