„Zawsze chwytamy się nadziei, że wszystko dobrze się skończy. To najbardziej naturalny mechanizm przetrwania”.
Bardzo lubię twórczość pani Małgorzaty, przeczytałam wszystkie jej powieści kryminalne i bardzo oczekiwałam "Szramy". Liczyłam (a nawet byłam pewna) na kolejną spektakularną fabułę, która zostawi mnie z niesłabnącym zachwytem, a tymczasem, niestety, rozczarowałam się trochę. To zdecydowanie najsłabsza część cyklu.
„Zazdrość to straszna siła. A jeszcze większa – splugawiony honor”.
„Miłość i zazdrość to w końcu jedne z najbardziej pierwotnych motywów zbrodni”.
Fabuła „Szramy” osnuta jest wokół motywu zdrady, zazdrości i zemsty, a także, między wierszami, przemocy domowej wobec mężczyzn. Tak, tak, to się zdarza bardzo często, tylko że w odróżnieniu od przemocy wobec kobiet, niewiele się o tym mówi.
Uczciwie przyznaję, że pierwsze dwie trzecie książki to istna mordęga czytelnicza. Mozolne tempo akcji, nuda, pełno akademickich rozważań i neurotycznych myśli bohaterów, co w dłuższej perspektywie było po prostu męczące. Do tego szczegółowe opisy metod śledczych, np. opis badania kąta rozbryzgów krwi. Do tego dochodzi drobiazgowa i rozwleczona na kilka akapitów relacja z odbywającej się sekcji zwłok. W ramach tego otrzymujemy np. takie opisy: „Stężenie pośmiertne w zakresie mięśni prawej kończyny i żuchwy intensywne, w pozostałych grupach mięśniowych nieobecne, przełamane. Plamy pośmiertne sinoróżowe, skrajnie skąpe, rozmieszczone na plecach w okolicy międzyłopatkowej i lędźwiowej, pod uciskiem nieustępujące, jako takie potwierdzone. Skóra poza obrębem plam pośmiertnych blada, elastyczna”. Osobiście bardzo cenię dogłębny i rzetelny reaserch autorki, wiem, że trzeba się mocno przyłożyć do tak złożonych zagadnień, ale… ale to powieść, nie podręcznik z zakresu anatomopatologii... za dużo tego po prostu, za szczegółowo dla zwykłego czytelnika-laika. Nic mi to nie daje, nic nie wnosi, rozmywa jedynie wątek kryminalny, który w powieści kryminalnej powinien być najważniejszy.
W powieści znajdziemy też mnóstwo stawianych pytań czysto hipotetycznych, wypowiadanych głównie ustami Kordy czy Hinc, np. "Czy morderca też tu stąpał? Czy poruszał się tak niepewnie jak ona? Czy szedł zdecydowanie i sprawnie? Czy skrzypienie podłogi wywoływało w nim lęk? A może podnosiło adrenalinę?", itp.
Momentami odnosiłam wrażenie, że czytam dziewiętnastowieczny romans pełen tłumionych żądz, tęsknych, ukradkowych spojrzeń, kradzionych pocałunków, itp. Brylowała w tym Klara Lubańska i niedopieszczona miss Janeczka… przykład: "Na samą myśl o tym spotkaniu roztapiała się cała. Jak by to wyglądało? Stanęłaby w drzwiach jego mieszkania, a on wpuściłby ją do środka i nieporadnie pocałował w policzek. Wziąłby jej płaszcz, odwiesił i poprowadził do dużego pokoju. Ona rozglądałaby się ciekawie, oglądała wiszące na ścianach artystyczne zdjęcia, wodziła wzrokiem po stojących na półkach przedmiotach, tak jakby miała na tej podstawie odgadnąć, kim naprawdę był, jakby miała zrozumieć, o czym na co dzień myśli i co w sobie głęboko skrywa. On spytałby, czy chce posłuchać muzyki, i wybrałby jedną z płyt gramofonowych".
Owszem, ładne to wszystko, tylko nie pasuje do kryminału, a tym przecież są powieści Małgorzaty O. Sobczak…
Interesująco zaczyna się robić tak naprawdę od wykładu psychologa Marcina Chraboła. Od tej chwili bohaterowie odkładają wewnętrzne dywagacje i wreszcie skupiają się na dochodzeniu i doprowadzają je do satysfakcjonującego końca. Trochę innego niż podejrzewałam, ale to już mój problem, że źle wytypowałam sprawcę :)
Cieszę się, że uzyskałam wszystkie odpowiedzi w temacie Oskara Kordy, a w pewnym momencie fabuły zastanawiałam się, czy aby nie powinnam strzelić focha o Janeczkę, ale szczęśliwie, sprawy przybrały niepomyślny dla niej obrót.
Jak już wspomniałam, w moim odczuciu to najsłabsza część cyklu „Granice ryzyka”, a nawet w ogóle najsłabsza książka autorki. Ale rozumiem, że nie zawsze można być w szczytowej formie i „Szrama” jest po prostu małym wypadkiem przy pracy… Ja zaś czekam na kolejne świetne powieści pani Małgorzaty.