„Życie jest jak pudełko czekoladek - pełne niespodzianek.”*
Niektórzy ludzie mają w sobie coś takiego, że gdy raz zawiodą, starają się więcej tego nie zrobić. Robią wszystko by naprawić swój błąd, pozbyć się wyrzutów sumienia, które cały czas powodują żal do samego siebie. Niestety nie zawsze mogą, bo ten komu nie pomogli już odszedł, ale jest jeszcze możliwość pomagania innym. Przecież jest na świecie tyle potrzebujących, którzy potrzebują wsparcia, wiary i czasem dobrego słowa. Tylko nawet gdy czyni się coś dobrego trzeba pamiętać by nie zapomnieć być sobą, by uniemożliwić wyrzutom sumienia odebrania szansy na normalne życie. Każdy popełnia błędy, ale trzeba również pamiętać by nie brać odpowiedzialności za czyjeś czyny oraz cały świat. To może być za wiele jak na jedną osobę.
Mallory jest pielęgniarką w małym miasteczku gdzie każdy zna każdego. Tutaj tajemnica nie ma racji bytu. Kobieta należy do tych osób co oddadzą ostatnią kromkę głodnemu. Zawsze gotowa do pomocy, ciepła, serdeczna, miła i aż nazbyt grzeczna. Powoli ma już dość tego, że jest na każde zawołanie, a do tego każdy myśli o niej jak o dobrze ułożonym dziecku, które nigdy się nie sprzeciwi. Pewnego dnia zjawia się w restauracji, gdzie pracuje jej przyjaciółka. Poznaje tam Tya, któremu niespodziewanie ratuje życie i który z miejsca trafia na pierwsze miejsce tajemniczej listy Panów Nieodpowiednich. Ma ona pomóc jej znaleźć kogoś kto pomoże jej urozmaicić nudne i monotonne życie. Ty wydaje się być idealny, a wiadomość, że niedługo stąd wyjeżdża i nie szuka stałego związku utwierdza ją tylko w przekonaniu by zaszaleć. Żadne z nich nie dopuszcza do siebie myśli o tym, że to co ich do siebie ciągnie może być czymś więcej niż tylko pożądaniem. Czy uda im się pokonać demony przeszłości? Jak zakończy się ich niezobowiązujący związek?
Jill Shalvis ma na swoim koncie już cztery powieści z serii Lucky Harbor, ale że każda mówi o kimś innym nie trzeba trzymać się kolejności wydawanych części. Przyjęłam to z radością, ponieważ zaczęłam od ostatniego wydanego tomu, a nie lubię czytać o czymś od środka. Autorka słynie z pisania romansów i jeśli pozostałe są tak dobre jak ten omawiany w dniu dzisiejszym, to właśnie zyskała nową fankę w mojej osobie. Ale zacznę może od początku…
Szczerze mówiąc od początku nie byłam pewna co mogę zastać na kartkach tej powieści i nie mogłam stwierdzić do końca czego mogę od niej oczekiwać. Wiedziałam tylko, że to romans, a właśnie tego w chwili obecnej potrzebowałam. Podeszłam do niej całkiem neutralnie i jak się okazało był to mój strzał w dziesiątkę, gdyż Jill Shalvis pisze jedne z lepszych romansów, jakie było mi dane czytać, no ten taki z pewnością był. Jest lekki w odbiorze, fabuła choć ciekawa i miejscami zawiła, łatwa do przewidzenia, akcja tocz się wartko od samego początku. Stworzone przez nią postacie są indywidualne i praktycznie nie do podrobienia. Każda ma coś ważnego do zrobienia i ma swoją osobowość dzięki czemu łatwo zapada w pamięć. Powieściopisarka ma niesamowity talent w pisaniu, którego efektem jest romans pełen namiętności, śmiechu, ale i uczuć. Mieszanka prawie nie do połączenia, a jej wyszło to wyśmienicie. Shalvis pomiędzy beztroski romans wsadziła historię dwóch osób, które zmagają się z przeszłością, obydwoje trwają w bólu pewni, że nie mogą, nie mają prawa liczyć na nic innego. Do tego bardzo rzetelnie opisała realia małych miejscowości, w których wszyscy wiedzą dosłownie wszystko o wszystkim. W żartobliwy sposób przedstawiła plusy i minusy mieszkania w takich miejscach.
Nie sądziłam, że ta książka pochłonie mnie tak bardzo, tym bardziej, że cokolwiek ostatnio zaczynałam czytać nie było w stanie przykuć mojej uwagi na dłużej. A tej książce udało się to bez problemu, pochłaniałam rozdział za rozdziałem i nie mogłam się od niej oderwać. Oczarowało mnie Lucky Harbor i jego mieszkańcy, którzy potrafią doprowadzić do stanu wrzenia, ale zawsze staną murem za jednym z nich gdy zajdzie taka potrzeba. Uśmiałam się w trakcie czytania do łez z niektórych sytuacji, by zaraz potem poczuć wzruszenie, a za chwilę ekscytację dzięki scenom uniesień, które były opisane bardzo wymownie, opisane z wyczuciem, ale nie brak im pikanterii. Fakt, że fabuła była do przewidzenia zupełnie mi ni przeszkadzał ponieważ wszystko inne wynagradzało mi ten mały minusie. Z miejsca polubiłam bohaterów i wraz z nimi przeżywałam ich perypetie, które muszę przyznać, wzbudzały we mnie mnóstwo przeróżnych emocji. Lubię takie powieści. Jak dla mnie wszystko w tej publikacji jest dopracowane i z chęcią sięgnę po inne powieści autorki.
„Szczęściara” jest książką przy której nie sposób się nudzić. Lekka, łatwa i przyjemna, ale nie jest pozbawiona prozy życia, które potrafi doświadczyć. Łatwo zatracić się w tej lekturze by się pośmiać i pomarzyć. Jill Shalvis posługuje się lekkim stylem pisania i widać, że pisanie sprawia jej radość, ona wręcz bawi się emocjami. Pozycja idealna na lato, a ja ją gorąco polecam.
*str. 257