Ostatnio szczęście się do mnie nie uśmiechało, jeśli chodzi o dobór lektur. Wszystko zaczęło się od jednej nieciekawej pozycji, a skończyło na jednej katastrofalnej powieści, przez którą nie mogłam przebrnąć. Ale cóż poradzić? Nie mogłam wpłynąć na styl pisania autora, czy też na jego koncepcję świata przedstawionego. Czy "Zawładnięci" przerwali moją złą passę? Tego za chwilę się dowiecie.
Zastanawialiście się może kiedyś, co będzie za sto, dwieście lat? Co by było, gdyby ludzie byli kontrolowani? Ale tak nieustannie? Wyobraźcie sobie, że inni mówią Wam, co macie robić, myśleć. Nie do pomyślenia? Zależy dla kogo.
Oni tak żyją. Inni przejęli kontrolę nad ich życiem. Są jak lalki. Tylko wykonują polecenia, przestrzegają nakazów i zakazów. To ich egzystencja. Nawet myśli nie należą do nich. Ci-Od-Myślenia wiedzą lepiej. Znajdą każdemu drugą połówkę, odpowiednią pracę, zapewnią godne życie. Ale za cenę, którą jest wolność, indywidualność. Tam nie ma na to miejsca. Witaj w świecie Dobrzaków!
Właśnie tak żyje Vi. Dziewczyna nienawidzi Myślicieli i technologii z całego serca. Kiedy wymyka się do parku po zmroku (a co jest surowo zabronione), by spotkać się z Zennem, chłopakiem (co jest jeszcze bardziej zabronione), z którym została wyswatana, nie spodziewa się aż takich kłopotów. A wpada w nie po uszy. Zostaje ukarana i trafia do więzienia. Myśliciele czegoś od niej chcą, ale ona nie ma o tym zielonego pojęcia. W dodatku ląduje w jednej celi z jakimś Złakiem. Wszyscy wiedzą, że Złacy są źli. Ale czy na pewno? Jej współlokator to nieco denerwujący chłopak imieniem Jag. Ale ani ona, ani on nie zamierzają siedzieć bezczynnie i czekać na wykonanie wyroku, którym jest deportacja do Wolności, skąd jeszcze nikt nie wrócił. Razem uciekają. Ale czy uda im się dotrzeć do Przymorza? Ci-Od-Myślenia nie pozostawią ich w spokoju...
Nie jestem specem od antyutopii i jeśli mam być szczera, to za wiele ich nie czytałam. Prócz fenomenalnych "Igrzysk Śmierci" Suzanne Collis i ich kontynuacji na mojej liście nie znajdziecie innych pozycji z tego gatunku. Dlaczego? Bo wszystkie wydają mi się podobne. Jak paranormale. Czytając ich opisy mam wrażenie, że świat w nich przedstawiony nie różni się wiele od innych. To było dla mnie jak schemat, który wiecznie się powtarza. I może to mnie odstraszało, i dalej napawa mnie lękiem. Mam dziwne wrażenie, że wszystkie autorki podobnie wyobrażają sobie przyszłość. Ale nie dowiem się, czy to prawda, dopóki nie przeczytam więcej książek tego rodzaju. A więc "Zawładniętych" nadszedł czas.
Wydaje mi się, że ostatnio panuje jakaś moda na przymiotniki w tytułach. Strąceni, Przyrzeczeni, Spętani, Upadli, Porzuceni, a teraz też i Zawładnięci. Niby jest to trochę tajemnicze, ale bardziej krzyczą do mnie tytuły w stylu "Władca Pierścieni", "Żelazny Król", "Miasto Kości", czy też "Jutro". Takie tytuły zapewne mają mnie zaciekawić, a wywołują odwrotny efekt. Osiągają jedynie tyle, że irytują mnie do potęgi entej, gdyż kojarzą mi się z tandetnymi książeczkami na niskim poziomie, wiejącymi na kilometr nudą i schematem. A wcale tak nie musi być. Bo "Zawładnięci" to naprawdę ciekawa lektura.
Akcja jest naprawdę złożona. Ciągle się coś dzieje, dowiadujemy się czegoś nowego. W trakcie czytania przybywa nam informacji, lepiej poznajemy świat, w którym żyje Vi. Niestety brakuje pięknych i rozbudowanych opisów, ale nie można narzekać, bowiem są ciekawe i nie spowalniają akcji. Nie brakuje elementów zaskoczenia i scen, gdzie aż kipi od ilości wydarzeń. Bohaterowie nie zaznają spokoju aż do ostatniej linijki, do ostatniego słowa.
Bohaterowie. Cóż mogę powiedzieć o nich? Zwyczajni, którzy posiadają pewne dary. Vi często doświadcza rozmowy z Myślicielem, który przesyła jej myśli. Dzięki temu możemy poczuć, jak to jest, gdy ktoś Nami steruje, przejmuje Nas, dowodzi Nami jak robotem. Jest słaba, jak każdy inny Dobrzak i Złak. Ulega pokusom, lecz się nie poddaje. Jag to taki typowy amant. Nie dorównuje Jace'owi, Patchowi, czy też Ashowi, ale wiele mu do nich nie brakuje. Ma dość podobne cechy charakteru, ale myślę, że jest w nim coś, co sprawia, że jest jedyny w swoim rodzaju. Za to Zenn... Jak ten facet mnie irytował! Rozumiałam jego sytuację, wiedziałam, co się z nim dzieje, ale sympatii to on raczej we mnie nie wzbudził. Gdybym tylko mogła przegoniłabym go z miotłą z tej powieści.
I wątek romantyczny, czyli to, na co liczą wszyscy. Rozwija się tu całkiem ciekawy trójkącik miłosny. I wcale nie jest tak, że dziewczyna rzuca się z objęć jednego w ramiona drugiego. Ona ciągle pamięta o tym drugim. Ale nie tylko na tym skupia się akcja - to raczej poboczny wątek.
Pierwszoosobowa narracja pozwala Nam lepiej wczuć się w główną bohaterkę, poznać jej myśli. Nie brakuje w książce humoru i scen, w których usta same układają się w podkówkę. Świat, który stworzyła pani Johnson był niesamowity. Mimo, iż autorka nie zagłębiała się w jego szczegóły, czytelnik sam potrafi wszystko rozpracować nie podejmując przy tym większego trudu.
Zakończenie zbiło mnie z tropu. Nie spodziewałam się niczego podobnego. Jeśli to jest jednotomowa powieść, to jestem pod wrażeniem, że autorka zdecydowała się na takie, a nie inne zakończenie. Jeśli książka okaże się pierwszą częścią serii to myślę, że dalsze losy bohaterów będą bardzo interesujące.
Mimo wszystko nie wyszłam z przekonania, że antyutopie są do siebie podobne. Byłabym nieszczera, gdybym powiedziała, że nie znalazłam czegoś z innej książki tego gatunku. Po antyutopie będę sięgać, ale raczej wybiórczo, sporadycznie.
"Zawładnięci" to lektura pełna niespodzianek, elementów zaskoczenia i oryginalności. Myślę, że to świetna lektura, gdyż wciąga i czyta się ją fantastycznie lekko. Nic dziwnego, że dała przepustkę pani Johnson do świata pisarzy. Polecam.
A książkę będziecie mogli przeczytać już 2 listopada tego roku.