Niektóre książki są jak "jajko z niespodzianką". Zwodzą czytelnika pięknym opakowaniem i opisem okładkowym pozwalając mu wysnuć wnioski, że trzyma w rękach lekką, trochę banalną powieść idealną na relaks po ciężkim dniu. A kiedy zagłębia się w lekturze przekonuje się, że został narażony na emocje i wrażenia jakich się nie spodziewał. Tak właśnie jest z „Lawendowym pokojem” Niny George, która nie tylko okazała się zachwycającą ale też trudną i niepowtarzalną opowieścią o miłości.
Głównym bohaterem książki jest pięćdziesięcioletni Jean Perdu - właściciel nietypowej księgarni o nazwie "Apteka Literacka”, w której aplikuje czytelnikom książki niczym medykamenty na rożne dolegliwości ciała i duszy. I choć potrzeby klientów doświadczony księgarz potrafi dostrzec w mgnieniu oka, sobie pomóc nie potrafi i tak od ponad dwudziestu lat egzystuje zapominając, co to życie. Przyczyną tego stanu jest oczywiście miłość oraz rozstanie, którego bólu nie były w stanie ukoić dwie dekady. I pewnie życie Jeana nadal płynęłoby tym samym azymutem, gdyby nie przypadkowo odnaleziony list, który sprowokował mężczyznę do działań o jakie sam siebie nie posądzał.
Tak, Jean przez wiele lat pielęgnował w sobie ból. Zbudował nawet mur, którym chciał odgrodzić się od wspomnień ukochanej kobiety, ale wystarczył mały impuls i jego skrzętnie wznoszona budowla runęła niczym domek z kart, popychając mężczyznę do ostatecznych rozrachunków z przeszłością. Te kilkadziesiąt słów, których nie chciał nigdy poznać dostarczyło mu nie tylko odpowiedzi na bezgłośnie wypowiadane pytania, ale też ujawniło gorzką prawdę przynosząc uświadomienie ile stracił przez własny upór i błędne przeświadczenie.
Jean Perdu ma dwa oblicza. Pierwsze jest dla świata i najbliższego otoczenia, w którym jawi się jako stateczny dżentelmen mający z racji wykonywanego zawodu specyficzny stosunek do książek. Samotnik, minimalista, nieczuły na kobiece wdzięki. Typowy stary kawaler żyjący z dnia na dzień, podejmujący uprzejme pogawędki z sąsiadami i grzecznie dotrzymujący sekretów współlokatorek kamienicy zaczytujących się w literaturze erotycznej. Natomiast drugie oblicze, gdzie dopuszcza tylko siebie to zraniony i zgorzkniały mężczyzna, którego życie zakończyło się w dniu odejścia ukochanej. Uśpiony wulkan, pełen sprzecznych uczuć i demonów przeszłości zamkniętych w wewnętrznym pokoju, którego nie otwiera, ponieważ ma świadomość, że ten krok wiązałaby się z koniecznością stawienia im czoła.
Autorka stworzyła bohatera z krwi i kości i pozwoliła czytelnikowi wejść z butami w jego życie. Dołożyła wszelkich starań aby przedstawić wiarygodne portrety psychologiczne wykreowanych postaci. Czytelnik nie ma najmniejszych problemów ze zrozumieniem targających nimi uczuć, wątpliwości czy podejmowanych decyzji. Ta książka to powieść drogi, pokazująca, że aby uporać się z pewnymi wydarzeniami nie można pójść na skróty, a kluczem do sukcesu są drobne kolejno następujące po sobie kroki.
„Lawendowy pokój” to niesztampowa historia o miłości, która przychodzi nieproszona i staje się sensem życia. Nie ckliwa, nie nasycona wyznaniami, ale mimo to pokazująca potęgę uczucia łączącego dwoje ludzi. Odkrywająca blaski i cienie stanu emocjonalnego, który nie tylko uszczęśliwia i uskrzydla, ale przynosi cierpienie, rozczarowanie i straty. Poruszająca, zaskakująca i pobudzająca do refleksji oraz przemyśleń. I choć nie wciąga od pierwszych stron, a momentami przynosi znużenie, to warto się z nią zmierzyć, żeby mieć szansę na te niesamowite przeżycia, które autorka zafundowała czytelnikowi na ostatnich kartach powieści. Polecam, ale tylko tym, którzy nie boją się czytelniczych wyzwań i oczekują od powieści więcej niż lekkiej i przyjemnej przygody.