Poznałam kiedyś niezwykłego Pana. Było to już parę lat temu. Uczęszczałam wtedy do szkoły zwanej podstawową i przyjemnie spędzałam czas błogiego dzieciństwa. Moim głównym zajęciem były wtedy podwórkowe zabawy z rodzeństwem, poszukiwanie wspaniałych przygód, cudowne marzenia o świecie elfów tudzież innych magicznych stworzeń. Wtedy to pod nos ktoś podsunął mi książkę, na której ślicznie było napisane „Lew, czarownica i stara szafa”. Zaczęłam czytać. Czytałam, czytałam i zachwycałam się kunsztem literackim Pana Autora. Tak właśnie poznałam Lewisa. Zaczęło się od niewinnych opowieści o małej Łucji i wspaniałej Narnii, potem zaś o Kaspianie, wojnach, Aslanie… Nasza przyjaźń z Panem Lewisem z książki na książkę stawała się coraz większa. Jednak nie o tym chciałam dzisiaj Wam opowiedzieć. Dzisiaj okoliczności są zupełnie inne (bowiem moje dzieciństwo powoli dobiega końca), więc opowieść będzie trochę nietypowa. Ostatnia moja rozmowa z Panem Lewisem nie dotyczyła Narnii, tylko jego samego.
Pan Lewis zaczyna swoją opowieść od samego początku. Czyli od dzieciństwa. I tak, opisuje mi z wielkim bólem w głosie śmierć matki, potem zaś o niezrozumieniu z ojcem. Opowiada o początkach twórczości, a także o tym jak razem z bratem stworzył tajemnicze królestwo Boxen. Przedstawia im swój stosunek do wiary, a raczej jego zupełny brak. Relacjonuje mi początki swojego ateizmu, mówi o zdarzeniach, które się do tego przyczyniły.
Potem Pan Lewis przechodzi do tematu, przez który często miał wiele przykrości. Szkoła to miejsce, którego bardzo nie lubił. Jednak, jak sam uważa, to szkoła uczy prawdziwego życia w społeczeństwie. Ciekawie opowiada on o książkach, które przeczytał w tym okresie swojego życia. Potem dochodzi również do opowieści o wojnie, w której brał udział, a która bardzo zmieniła jego podejście do życia. I religii. Opowiada on o wielkiej przemianie jaką przeżył. O wielkim nawróceniu.
Lewis przez całe życie szukał Radości. Radości, o której mówił: „Określenie to należy potraktować jako pewien ścisły, techniczny termin – radość oznacza tu coś zupełnie innego niż szczęście czy przyjemność. Łączy ją z nimi tylko jedno, a mianowicie to, że kto raz doświadczył Radości, będzie jej pragnął znowu. Poza tą jedną cechą, biorąc pod uwagę istotę radości, tak jak ją rozumiem, należałoby raczej nazwać ją szczególnym rodzajem smutku lub przygnębienia. Jest to jednak smutek, za którym się tęskni. Wątpię, czy ktoś, kto go doświadczył, chciałby, gdyby było to w jego mocy, zamienić jedną chwilę Radości na wszystkie przyjemności świata. Radość jednak inaczej niż przyjemność, nigdy nie zjawia się na zawołanie”.*
Podobało mi się również u Lewisa to, że w opowieści o swoim życiu przeplata on poglądy na różne tematy, przedstawia filozofię życia. A teraz o tym co najbardziej mi się chyba spodobało – Pan Lewis opowiada również bardzo dużo o książkach: tych bardzo ważnych i trochę mniej, tych pięknych i cudowny. Bardzo mnie Pan Lewis zainspirował i jestem mu za to wdzięczna.
„Może to dziwne, ale zanim Bóg dopadł mnie wreszcie, zostało mi dane coś, co teraz uważam na chwilę, całkowitej wolności wyboru. (…) Bez słów i (jak sądzę) niemal bez wyobrażeń został mi w jakiś sposób ujawniony fakt dotyczący mojej osoby. Zrozumiałem, że trzymam coś na dystans, że się przed czymś zamykam czy też – jeżeli wolicie tak to nazwać – że noszę na sobie coś sztywnego, jak gorset albo zbroję, tak jakbym był krabem. I w tej chwili poczułem, że została mi dana wolność wyboru. Mogłem otworzyć drzwi lub ich nie otwierać; mogłem rozluźnić zbroję lub nadal w niej tkwić.(…) Wybór wydawał mi się niezwykle ważny, ale byłem także dziwnie pozbawiony emocji.(…) Zdecydowałem się otworzyć drzwi, rozluźnić gorset, puścić cugle.” **
Pan Lewis, nawet po przeprowadzeniu tak wspaniałej rozmowy z nim, nadal jest dla mnie zagadką, którą pragnę jak najbardziej zgłębić. Interesujący z niego człowiek. A Ty, kochany Czytelniku, czy miałeś już okazję zaprzyjaźnić się z Panem Lewisem? Zaproś go do rozmowy.
*str. 30-31
**str. 324-325