Weronice zafundowano straszną śmierć. Została zamurowana żywcem. Odchodziła pomału tonąc w majakach i nie rozumiejąc dlaczego ON tak ją potraktował. Co zrobiła nie tak? Przerażeni okrucieństwem zbrodni suchodolscy policjanci starają się wytropić sprawcę, a ten już wybiera sobie kolejną ofiarę. Jego potrzeba karania jest ciągle niezaspokojona.
Równocześnie Dorota Czerwińska zajmuje się sprawa sprzed 25 lat dotyczącą zaginięcia młodej dziewczyny.
Agnieszka Peszek wraca do czytelników razem z bohaterami poznanymi w jej pierwszej powieści „Przez pomyłkę”. Widać, że pisarka jest z nimi w dobrej komitywie. Ja jednak wolałabym zobaczyć „nowe twarze”. Moim zdaniem, w poprzedniej książce autorka wyczerpała ich wątki. Przyznać natomiast muszę, ze nie przeszkadzają one w czytaniu. Jedna z bohaterek jest policjantką, więc można przydzielać jej kolejne sprawy i tym samym oprzeć na niej cały cykl książek.
Wątek kryminalny jest świetny. Agnieszce Peszek udało się opisać demonicznego fanatyka. Twierdzi on, że: „Kobieta powinna być skromna, posłuszna i nie odzywać się niepytana.”[1] Pół biedy, gdyby został on ze swoimi poglądami w czterech ścianach. Tymczasem mężczyzna wychodzi na świat z misją oczyszczenia go z bezwstydnic. Ciarki mnie przechodziły za każdym razem, kiedy dochodził do głosu.
Przyznam, że temat przewodni „Dziewczyny z wnęki” trochę mnie przeraził. Wydaje się to absurdalne, że w XXI wieku cały czas powraca problem równości płci. Nie lubię różnicowania na kobiet i mężczyzn, bo jest to krzywdzące dla obu stron – nawet ten zarabiający „kokosy” macho może czuć ciężar odpowiedzialności za rodzinę. Niepokojące jest, że cały czas powielamy pewne stereotypy dotyczące np. zachowania – energiczna dziewczynka jest rezolutna, a chłopiec to już łobuziak – wyglądu, ról społecznych czy nawet zainteresowań (nie wiem, czy opowiadałam już o mamie, która tłumaczyła się, że przyprowadziła syna na zajęcia baletowe). Agnieszka Peszek opisała przypadek ekstremalny i dlatego wyrazisty.
Pisarce udało się stworzyć wciągająca powieść. Co jest wyczynem, mając na uwadze, że brak tutaj tajemnicy. Od początku wiemy, kto jest sprawcą i co nim kieruje. Nie wiemy natomiast, czy i jak uda się go złapać oraz co jeszcze będzie miał na sumieniu. Ten ostatni element jest takim ziarenkiem grozy, z którego wyrasta dość makabryczne drzewo.
Przyczepić się muszę do kilku niedoróbek, które – o dziwo – nie odebrały mi przyjemności czytania, ale są. Pisarka nie do końca przemyślała wszystkie zdarzenia. Miałam np. wrażenie, że nie umiała zdecydować, kto ma być kolejną ofiarą psychopaty, albo przypisywała mu absurdalne błędy – czy ktoś, kto jest tak świetnie zorganizowany, przez przypadek nagrywa filmik i robi zdjęcia telefonem, który planuje zastawić na miejscu zbrodni?.
Zmorą tej książki [wyd. 2021] są powtórzenia. Wydaje mi się, ze przydałby się jej jeszcze jedna redakcja. Przykłady:
„Teraz przeszła do tego, co lubiła najbardziej. Robienie makijażu i fryzury było tym, co uwielbiała”[2]. Czy nie lepiej byłby połączyć to w jedno zdanie, a nie dwa razy podkreślać zamiłowanie bohaterki do tej czynności.
„Ona ma gdzieś rodzinę, przyjaciół. Może gdzieś studiowała. Gdzieś pracowała. Wiemy, że nie miała dzieci, ale na pewno miała rodzinę, przyjaciół. Pewnie ktoś za nią tęskni (…).”[3] Powtórzenie plus użycie różnych czasów.
Odniosłam wrażenie, że czasami te same informacje były podane w różnych miejscach tymi samymi słowami np. ktoś sugeruje komuś, że ma coś zrobić i po jakimś czasie ta osoba to powtarza w identyczny sposób.
Pomimo kilku uwag, moje odczucia po przeczytaniu „Dziewczyny z wnęki” są pozytywne. Wymyślona przez Agnieszkę Peszek historia wciągnęła mnie i dzięki temu jestem w stanie wybaczyć co nieco. A sobie i wszystkim dziewczynom życzę, jak najmniej ludzi wyznających poglądy bliskie mordercy z powieści.
[1] Agnieszka Peszek, „Dziewczyna z wnęki”, wyd. 110 procent, Czarny Las 2021, loc. 1609. [ebook]
[2] Tamże, loc.3821-3821.
[3] Tamże, loc. 1367-1369.