Cykl: Frozen Charlotte (tom 1)
"Charlotte żyła pośród gór
W cichej ponurej dolinie.
Smutno było pośród chmur, Żaden dom nie stał w pobliskiej kotlinie.
Chatka była pełna gości
Mimo pustkowia, na którym stała.
Jej ojciec dbał o znajomości,
A uroda Charlotte oszałamiała.
Pewnej mroźnej, wigilijnej nocy
Jej oczy tęsknie za saniami wodziły.
Coraz bliżej było północy,
Jej myśli za lubym błądziły.
Na bal do wioski mieli wyruszyć.
Choć wieczór to był mroźny
I śnieg zaczynał gęsto prószyć,
Żaden chłód nie był im groźny.
Słysząc radosny dzwonków głos z oddali,
Charlotte przez okno lubego spostrzegła.
A gdy do jego sań wsiadali,
Z chatki matka za nią wybiegła.
- Córko najdroższa! - krzyknęła do niej.
- Proszę, okryj się kocem w podróży!
Starej matki posłuchać zechciej,
Mroźna noc niczego dobrego nie wróży!
- Och nie! - piękna Charlotte powiedziała
I głośno się zaśmiała z pomysłu tego.
- Moja suknia tak wspaniała
Nie może mieć ni skrawka zakrytego!
Mam ze sobą jedwabny szal,
Gdy zmarznę, nim własnie się okryję.
A teraz spieszmy już na wigilijny bal,
Nim zegar północ wybije!
Włożyła czepek i rękawiczki z futrem
I wygodnie w saniach
Ruszyli z kopyta, żeby zdążyć przed jutrem.
Pomiędzy kochankami cisza zapadła.
Jechali milcząc przez dłuższy czas,
Aż Charles, smagając batem zmęczone konie,
Gdy już mijali gęsty las,
W końcu przemówił do niej.
- Cóż to za straszna noc nastała,
Ledwo e dłoniach trzymam lejce!
A piękna Charlotte cicho powiedziała:
- Ach, czuję, jak mi marzną ręce.
Smagał konie mocno batem,
Ponaglał je do szaleńczego biegu.
Znów cisza nastała jak zasiał makiem,
Gdy mijali kolejne połacie śniegu.
Ponownie Charles ciszę przerwał:
- Jakże szybko lód na mej brwi się gromadzi!
Charlotte szepnęła, poprzez wiatr, który się zerwał:
- Cieplej mi i nie czuję już szadzi.
Jechali dalej i napawali się lodowatą ciszą
Pośród mieniącego się nocą mrozu.
Aż wyłoniła się sala, na której ozdoby wiszą
I przed którą stoi mnóstwo wozów.
Stanęli u drzwi i Charles z sań wyskoczył,
I podał lubej swą pomocną dłoń.
Widok jej nieruchomej postaci go zaskoczył,
Jeszcze makabra nie dotarła doń.
Wymówił jej imię raz, wymówił drugi,
Lecz ona milczała jak zaklęta.
W ciemności bez światła smugi
Pomyślał, że balem tak jest przejęta.
Pochwycił jej dłoń w swoją,
Dobry Boże! Przecież zimna jak skała!
Odsłonił jej twarz,tego, co ujrzy się bojąc.
I dostrzegł, że już życiem nie pałała.
Do rozświetlonej sali zaniósł martwe jej ciało
I delikatnie je na posadzce ułożył.
Zamarznięte jej serce zabić już nie miało,
A zamknięte oczy sen wieczny zmorzył.
Siedział tak przy niej, roniąc gęste łzy
I rozpaczając rzewnie nad jej martwym losem.
- Moja piękna, ukochana z oczami jak bzy,
Już się nie odezwiesz swym cudnym głosem.
Do jej zimnej twarzy policzek przytulił,
Pomyślał, że jej już do ołtarza nie zaprowadzi.
I wspomniał jej słowa, gdy ja w saniach tulił:
- Cieplej mi i nie czuję już szadzi.
Z powrotem do sań Charlotte wziął
I wrócił przez śnieg do jej rodzinnej chatki.
Wiatr przez całą drogę przeraźliwie dął,
Lecz nie ostudził gorącego żalu ojca i matki.
W żałobie pogrążyli się rodzice,
Przez lata łzy wylewali, aż się pomarszczyli.
W końcu kochanek zmarł z rozpaczy
I w jednym grobie zakochani się połączyli."
Zimy nie ma, jak na razie, ale jeśli ktoś chce pomarznąć, to spokojnie może sięgnąć po tę historię.
Świetny klimat soft grozy, idealny materiał na ekranizację, czyli bardzo obrazowa powieść.
Można byłoby zrobić z tego naprawdę creepy horror.
Powieść może i nie jest AŻ TAK BARDZO STRASZNA, ale ma dużo swoich momentów, a sam pomysł jest rewelacyjny.
Nawiedzone laleczki. Nie jedna. Całe stado dreszczowych laleczek, z przeklętej serii Zamarznięta Charlotte.
Skąd ta nazwa?
Z legendy o pewnej pięknej dziewczynie, Charlotte, która jechała zimą na bal saniami, w sukience tak pięknej, że nie chciała okryć się kocem. Zanim dojechała na bal - zamarzła... - o czym opowiada cały wiersz powyżej.
Seria lalek powstała właśnie "na cześć" tej dziewczyny, ku przestrodze małym dziewczynkom, żeby nie były próżne i słuchały rodziców. Wszystkie lalki były martwe - tzn. tak były wykonane - jako martwe podobizny zamarzniętej Charlotte.
Tak na marginesie - nie wiem, kto chciałby mieć w domu choć jedną taką laleczkę...
I tak to właśnie wszystko się zaczyna - przeklęta kolekcja lalek, samotny dom na wyspie, dziwna rodzina prosto z filmu o Adamsach i dziewczyna, która poszukuje ducha.
Czy uda jej się znaleźć odpowiedzi na swoje pytania?
Czy duchy istnieją naprawdę?
Czy nawiedzone lalki są przyczyną opętania, czy to tylko mit, wygodna, aczkolwiek nieprawdopodobna wymówka, za którą ukrywają się prawdziwe chore namiętności i psychopatyczne umysły?
POLECAM - bardzo pozytywne zaskoczenie.