Maria Dolz, hiszpańska redaktorka w jednym z madryckich wydawnictw ma swój rytuał. Każdego ranka siada przy kawiarnianym stoliku i obserwuje małżeństwo w średnim wieku. Nie zna ich, nic nie wie na ich temat, a jednak obserwowanie tej dwójki sprawia jej przyjemność, czuje, że od pary małżonków bije ogromne ciepło i miłość. Analizuje w głowie ich zachowanie, obmyśla własne historie, ale nigdy do nich nie podchodzi. Coś jednak się zmienia – przez długi czas stolik zwykle zajmowany przez małżeństwo jest pusty, a po kilku miesiącach zasiada przy nim już tylko ona. Kiedy gazety rozpisują się o brutalnym morderstwie, Maria postanawia podejść do wdowy i złożyć jej kondolencje z powodu straty męża. Odtąd zaczynają się długie godziny rozważania na temat śmierci, próby rozwikłania zagadki, a także miłości.
Trudna jest to książka. Nieprzeciętna, ale również ciężka w odbiorze i nie do końca zrozumiała. Bardzo długie i skomplikowane zdania spowalniają tempo czytania, a brak dialogów i właściwie również akcji nie ułatwia sprawy. Morderstwo jest punktem wyjściowym do całej treści, ale „Zakochania” nawet nie ocierają się o kryminał. To raczej filozoficzne rozważania o życiu i śmierci, walka emocji ze zdrowym rozsądkiem, próba analizy ludzkiego umysłu, ale to czy jest ona trafna trzeba ocenić indywidualnie. Niewątpliwie książka jest ciężka, czasami nawet nudna, ale na swój sposób interesująca i niebanalna. Marias pisze pięknie, zna wartość słowa i potrafi ją wykorzystać. W morzu rozmyślań, które są podstawą całej treści łatwo się pogubić, sama nie raz, nie dwa musiałam wracać kilka stron, bo zgubiłam wątek. Dlatego „Zakochania” dobrze jest dawkować – czytać rozdział czy dwa, odłożyć, zastanowić się przez chwilę nad treścią, a potem znowu do niej wrócić. Skłania do własnych refleksji, ale jednocześnie wymaga od czytelnika nieustannej uwagi, a przy tym potrafi zaskoczyć biegiem wydarzeń.
Javier Marias otrzymał wiele prestiżowych nagród i zyskał uznanie wśród krytyków. A prawdą powszechnie znaną jest, że literatura popularna nie ma w tych wąskich szeregach prawa bytu. I tak samo jest z książką Mariasa – on nie pisze pod publikę, jego twórczość podpiąć można raczej pod literaturę ambitną, taką z wyższej półki. Książka bez wątpienia warta jest poznania, ale i czasu na delektowanie się tą historią. Ja popełniłam błąd – chciałam czytać za szybko i pogubiłam się w treści, co zaowocowało tym, że musiałam wracać do początku. „Zakochania” pochłonęły mnóstwo mojego czasu i chyba dlatego mam takie mieszane uczucia co do tej książki. Źle się do niej zabrałam i nie w pełni doceniłam, ale po przeanalizowaniu jej w głowie polecam tym, którzy lubują się w ambitnej literaturze i potrafią docenić jej piękno.