„Małe Licho i lato z diabłem” to moje pierwsze spotkanie z autorką. Bardzo byłam ciekawa jak wypadnie, bo wiele słyszałam o twórczości Marty Kisiel. I teraz jestem pewna, że nadrobię pozostałe jej książki.
Bożek ukończył właśnie trzecią klasę i cieszy się z powodu wakacji. Miał już pewne konkretne plany na wakacje, jak chociażby wylegiwanie się do późna i snucie się po domu w piżamie, jednak jego mały anioł stróż, tytułowe Licho, wygarnął Bożkowi, że w przeciwieństwie do niego, nie miał jeszcze żadnych przygód. Takich z siniakami i innymi dolegliwościami. W związku z tym Bożek musiał nieco zweryfikować swoje plany. Razem z Licho wyruszyli na wakacje do cioci Ody. Zdecydowani, aby przeżyć Prawdziwą Wielką Przygodę. Nie przewidzieli jednak tego, co może ich spotkać. Co się wydarzy? Jak skończy się ich wielka przygoda?
Dzięki temu ten świat się jeszcze jakoś trzyma w szwach, dzięki ludziom… i nieludziom zdolnym do bezinteresownej pomocy. A ta pomoc bywa tym cenniejsza, kiedy nie przychodzi nam tak całkiem łatwo.
Dowiecie się z tej krótkiej książeczki. Chociaż jest to pozycja skierowana do młodszych czytelników, niejeden dorosły będzie się przy niej bawił równie dobrze, a nawet lepiej niż dzieci. Tym, co mnie w niej najbardziej zauroczyło, był wyśmienity humor. Dzięki temu czytało się tę pozycję świetnie. Płynnie, bez przestojów. Co jednak dla mnie najważniejsze, książka ta bawiąc uczy. Przekazuje młodym ludziom bardzo ważne wartości. Mówi o tym, żeby nie oceniać, nie szufladkować. Tym bardziej, jeśli nie zdążyliśmy kogoś poznać. Bo życie lubi zaskakiwać i ktoś, kogo uznaliśmy po pierwszym spotkaniu za naszego najgorszego wroga, może stać się naszym najbliższym przyjacielem. A nawet jeśli tak nie będzie, nie próbując go nawet poznać, nie powinniśmy przypinać mu żadnych łatek. Naukę mogą wynieść z tej książki nie tylko dzieci. Niektórym dorosłym bardzo by się ona przydała. Książka dużo mówi o zawieraniu przyjaźni, o tym jak wielka jest to sztuka. Czasem trzeba coś poświęcić, czasem trzeba wziąć się za łby, chociaż to akurat nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Trzeba słuchać siebie nawzajem, nawet wtedy, kiedy nie pasuje nam czyjś punkt widzenia. Cierpliwość do siebie i innych to cnota i warto, aby stała się jedną z nadrzędnych wartości w naszym życiu.
Autorka stworzyła w książce niesamowity klimat, przesycony magią, baśniowy. Nie brakuje w niej fantastycznych postaci, jeśli więc lubicie fantasy, powinniście być usatysfakcjonowani. Historia Bożka i jego anioła stróża trafia prosto do serca czytelnika i wije tam sobie gniazdko, aby pozostać na dłużej. Jeśli czytaliście poprzednie tomy cyklu, wiecie o czym mówię. Przyznam jednak, że błędem z mojej strony było przeczytanie najpierw trzeciego tomu cyklu. Błądziłam trochę po omacku, nie wiedziałam, kto jest kim i dlaczego jest tak, a nie inaczej. Nie zgubiłam przez to ogólnego sensu lektury, ani jej przesłania, jednak czegoś mi zabrakło. Dlatego, jeśli macie możliwość, czytajcie książki po kolei. Ja na pewno wrócę do poprzednich części i jestem pewna, że trochę mi się w głowie rozjaśni. Jedno wiem na pewno, warto przeczytać „Małe licho i lato z diabłem”. Ta pozycja jest szalenie dobra! Nie tylko z powodu rewelacyjnego poczucia humoru autorki, w mig poprawiającego nastrój. Również dlatego, że wykreowany przez nią świat jest kolorowy, opowiedziana historia jest zajmująca, bohaterowie ujmują za serce, a emocje wypełniają je po brzegi. Przede wszystkim książka ta jest mądra i pouczająca, co najbardziej w literaturze dla dzieci cenię.
OCH, LABOGA, UMSZEMY! FSZYSZCZY UMSZEMY, A JA NAJBARDŻEJ!