Poznajmy główne bohaterki. Catherine oraz Isabelle. Dwie siostry, które dzieli rok. Obie wchodzą na salony w Londynie, przy czym dla Katie jest to już drugie podejście, aby zdobyć męża. W ówczesnych czasach nie praktykowano takich zwyczajów, więc rodzina poświęciła wiele godzin na dyskusjach, czy aby na pewno obie panny mogą w tym samym czasie starać się o dobre zamążpójście. Jednakże, bez ryzyka nie ma zabawy i tak obie, olśniewające urodą dziewczyny, zapoczątkowały swój sezon. Scena iście z bardzo dobrze znanego serialu Brigertonowie, który zdobył serce wielu widzów.
I tak śledzimy losy sióstr, aby z radością doczekać się momentu, kiedy to obie zawróciły w głowach przystojnym i dobrze sytuowanym młodzieńcom. Niestety na skutek wielu nieprzemyślanych decyzji, los panien staje pod znakiem zapytania, a nad rodziną pojawiają się bardzo ciężkie chmury. Zmartwieni rodzice postanawiają wysłać je w podróż marzeń, do wuja, mieszkającego w Montanie. Czy są tym faktem zachwycone? Nie i jeszcze raz nie, ale nie mają wyboru. Muszą opuścić Londyn i zmierzyć się z bezkresem oceanu. I tu scena niczym z Titanica, kiedy Kate patrzy na ogromny parowiec, spod ronda swojego ogromnego kapelusza. Piękne :)
Dotarcie do Ameryki, nie obyło się bez przeszkód. Fale, bujanie, spowodowało, iż obie spędziły właściwie całą podróż w swoich kajutach. Nowy Jork ani jednej, ani drugiej nie zachwycił. Głośny, odmienny od wszystkiego, co znały. Nie wiedzą jeszcze, że dotarcie do Montany zajmie im wiele dni, a podróż będzie obfitować w wiele, niekoniecznie przyjemnych doświadczeń. Tu jawi nam się dr Quinn, która również przyjechała do Ameryki, której nie znała i nie rozumiała, a obserwowaliśmy jej losy (ja tak, przyznaję się bez bicia ;))
Tyle o treści, bo więcej nie chciałabym zdradzić. Podsumujmy zamysł książki. Po pierwsze, Karolina nie pisze romansów, ta seria jest jej pierwszą próbą i już od pierwszej książki wiemy, że bardzo udaną. Ja nie czytam romansów, no ale halo, to jest Karolina, więc jakże bym mogła nie przeczytać.
Dostajemy piękne wprowadzenie. Salony, blichtr z każdego kąta, zawistne spojrzenia, plotki za plecami i oczekiwanie na jakiekolwiek potknięcie się kogoś z socjety. Tak, ta atmosfera pcha się na zewnątrz, a my zostajemy przez nią pochłonięci. Kiedy w końcu ktoś się potknie, czujemy namacalnie jego ból wykluczenia i przegranego życia. Jakże odmienne to były czasy od naszych i jak nie wybaczano błędów.
Obie dziewczyny pochodzące z bardzo bogatego domu, rozpieszczone, wychuchane, obsługiwane przez służbę, zostają nagle rzucone na głęboką wodę i to dosłownie. Każdy dzień w Ameryce jest dla nich nauczką, a także szansą na skonfrontowanie się z rzeczywistością. Ich przygody nie są naciągane, a to, co im się przydarza, wywołuje u nas ogromne poczucie żalu, że los bywa tak okrutny. No ale umówmy się, powiedzenie "Dziki zachód" nie wzięło się znikąd.
Karolina porwała się na całkowicie nowy dla siebie gatunek. Nigdy nie pisała nic w tym stylu, a ja przyznam, też niezmiernie rzadko zabieram się za tego typu książki, I tak spotkałyśmy się obie. Ja zachwycona, ona zdumiona, że seria została przyjęta tak świetnie. Przyznam, że czytało się doskonale. Mnie przeszkadzała już praca w pewnym momencie, bo chciałam dowiedzieć się już i natychmiast, co wydarzyło się dalej. Do tego to niesamowite wydanie. Okładka zachwyca, w środku zakładka pasująca do okładki, no i środek. Czy jest to literatura wysokich lotów? Pewnie nie. Nie zmienia to faktu, że taka historia sama się czyta, a my z wypiekami na twarzy możemy śledzić losy obu sióstr.