Bractwo Czarnego Sztyletu to seria dość dobrze znana wśród opowieści o wampirach. Miałam styczność z pierwszym tomem naprawdę dawno temu, dlatego recenzji tu nie umieszczam. Jednakże gdy nadarzyła się okazja do zrecenzowania części drugiej tejże serii z przyjemnością zabrałam się za lekturę. Przyznam, że na pierwszy rzut oka mogabym powiedzieć, że książka jest wspaniała. Pochłonęła mnie całkowicie, trudno było się od niej oderwać, jednak po dogłębnej analizie wychodzi nam wychodzi nam w praniu bardzo niepożądana wada. Jaka?
Bohaterowie tej części - Rankohr i Mary są parą równie skomplikowaną jak Ghrom i Beth z części pierwszej. Także występuje tutaj rzecz która stoi na przeszkodzie do bycia razem. Co nią jest? To, że Rankohr naznaczony jest klątwą nałożoną przez Panią Kronik, która uaktywnia bestę w jego ciele za każdym razem kiedy się zdenerwuje. Co jeszcze? To, że Mary jest zwykłą, niczego nieświadomą dziewczyną... chorą na białaczkę. Uważa się za osobę nieatrakcyjną i niegodną tego, aby mężczyźni sie nią interesowali. Rakohr, który miał zamiar sie tylko z nią zapoznać, trochę pobajerować zmienia jednak zdanie po poznaniu tak niezwykłej kobiety. Orientuje sie, że nie jest ona kolejna panną, którą ot tak sobie może porzucić. Chroni ją. Opiekuje się. Zakochuje? Na to wyglada. A wcale nie miało tak być! Miał usunąć jej wspomnienia i zniknąć. Jednak co go powstrzymuje? Dlaczego tak bradzo chce, żeby dziewczyna, która niedługo odejdzie do Zanikhu pamiętała o nim? Czym różni się ona od innych kobiet? Co w obliczu uczuć do zwykłej śmiertelniczki przy której bestia ożywa ma zrobić Rankohr? No właśnie i co z klątwą? Czy zostanie zdjęta? Czy Mary będzie żyła? Czy Bractwo ja zaakceptuje? I co z Bellą, przyjaciółką Mary? Co tym razem planuje Korporacja...?
Narracja tej części jest dokładnie taka sama jak części piewszej. Trzecioosobowa, ale mimo, że najczęściej skupia sie wokół głównych bohaterów, to w międzyczasie jeszcze mamy sporo informacji o bohaterach których losy będziemy mogli sledzić w dalszych częściach, oraz tajemniczej Korporacji. Niezwykle się cieszę z tych przeplatanych osób, bo gdybym miała czytać tylko i wyłącznie o dwójce głównych bohaterów (albo - o zgrozo - dodatkowo w narracji pierwszoosobowej) chyba po prostu bym się... przesłodziła a książka zamiast mocnej powieści przypomnała by telenowelę. W dodatku taką w stylu Mody na sukces bo na rynek za niedługo wyjdzie już 9 część cyklu.
Bohaterowie tej serii sa według mnie rewelacyjni. Bardzo ciekawi, nie "płascy". Każdy z nich ma swoją bolesną przeszłość z która muszą się męczyć dzień w dzień, jednak mają siebie. Mimo trudnych charakterków i tego, że są niemalże "vipami" są życzliwi i uczynni dla innych ludzi. Była jednak jednak rzecz, która w pewnym sensie mnie irytowała a w pewnym sensie mi sie podobała, mianowicie ich imiona. Nie wiem jakie są w oryginale, ale wiem, że napewno nie takie, jednak, czy WSZĘDZIE musi być wepchnięte to cholerne "h"? Już chyba zawsze imiona z ta literą w środku kojarzyć mi się będą z tymi książkami! Ale jednak nie jest to takie straszne jak mogłoby się wydawać - jestem w końcu fanką oryginalnych i ciekawych imion, ale niektórych (np. mojego pana od polskiego) takie skomplikowane nazwy i imiona po prostu odrzucają. Ja w każdym bądź razie jestem chyba bardziej na tak niż na nie ;)
Po przeczytaniu pierwszych akapitów ( recenzji, nie książki, chociaż książki w sumie też )odnosi się wrażenie, że książka jest naprawdę dobra i ciekawa, ale miałam wrażenie jakby w tej częsci nie było zbyt wiele akcji... tak naprawdę gdyby nie ogólny klimat tej książki to byłby to zwyczajny romans paranormalny jakich wiele. A tak przynajmniej badzo przyjemnie się czyta, jednakże pani Ward mogła się bardziej postarać aby w książce więcej się działo.
Jest jeszcze jednak sprawa która niesamowicie mnie irytowała podczas czytania. To, że członkowie Bractwa każdą kobietę nazywali "samicą". Może to tylko w moich oczach wygląda na seksistowskie i chamskie ale nie podoba mi się to, aczkolwiek nie zmienię podejścia Braci do samic, więc już siedzę cicho.
Co do okładki, to tutaj niestety ale nie będzie pozytywnie. Tak jak części pierwszej jest nastrojowa, to tak, ale jakoś tak... gdy mam przed oczami okładki zagraniczne to myślę, że po prostu nasza się do nich nie umywa i koniec. Szczególnie do tej jaśniejszej. Aczkolwiek nie jest tak źle, przynajmniej cała seria pasuje do siebie i po prostu cudownie wygląda cala skolekcjonowana na półce. Szkoda, że nigdy tak nie będe miała, w końcu nie powsiadam częsci pierwszej ;)
Na koniec mogę powiedzieć, że seria Bractwo Czarnego Sztyletu jest zdecydowanie dla osób lubiących się relaksować. Dla tych, którym nie zależy na zawiłej i skomplikowanej akcji, a wciągającej i wzbudzającej emocje książce z ciekawymi postaciami. Świetne jest także to, że na przykład jak polubię kogoś z części drugiej (czyt. Zbihra) wiem, że o nim też jest część i po prostu nie mogę sie doczekać aż ją przeczytam! Wiem doskonale, że Bractwo Czarnego Sztyletu ma wiele fanek i ja zdecydowanie do nich należę, chociaż uderza mnie podobieństwo tej serii do książek Sherrilyn Kenyon, ale nie wnikam w to bo lubię obie serie :) Za urzekającą historię akcją nie grzeszącą mogę dać ocenę 7,5. I polecam!
Oryginalny tytuł: Black Dagger Brotherhood: Lover Awakened
Numer tomu w serii: II
Wydawnictwo: Videograf II
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 432
Cena detaliczna: 34,80